Ostatnio usłyszałam, że na wschodzie w tej okolicy widziano pewną wędrowną watahę, która obozowała tu już jakiś czas. Nie znałam szczegółów, ale byłam pewna, że to moja wataha - w końcu ile jest tu takich watah?
Moje obolałe od długiej wędrówki łapy zasygnalizowały, że mają dość. Poszukałam wzrokiem wokół odpowiedniego miejsca do popasu i się zatrzymałam. Zdjęłam tobołek i go rozwinęłam. Nie zostało tam wiele - pieczone indycze udko i wędzona ryba z trudem starczały za przegryzkę między posiłkami. Mimo tego postanowiłam posilić się skromnie - wędzoną rybę obgryzłam dokładnie do samych ości, a udko schowałam do tobołka i obwiązałam. Wkrótce będę musiała zapolować, ale na razie nie zwracałam na to uwagi.
Podjęłam marsz ponownie. Słońce z niezwykłą siłą grzało, tocząc się powoli na zachód. Zatopiłam się w rozmyślaniach. Wkrótce złota kula zniknie z pola widzenia, a ja będę musiała się zatrzymać. Pociechą było to, że zapewne i oni się zatrzymywali. Wstaną rano, a wraz z nimi ja, tyle że dotrę szybciej - karawana pełna wilków niosących swe bagaże jest wolniejsza od jednego samotnego wędrowcy. Być może, ale tylko być może, w końcu zobaczę rodzinę..
Przerwałam snucie dalekosiężnych planów i stanęłam jak wryta. Z zarośli, tyłem do mnie, wyłoniła się biała wadera. Na szyi jej futro układało się w barwy nocnego nieba, co wyglądało bardzo ładnie.
- Halo? - powiedziałam. Wadera odwróciła się z zdziwionym wyrazem twarzy. - Moja droga, wiesz może, na terenach jakiej watahy teraz się znajduję? Mogłabyś zaprowadzić mnie do alf? - dokończyłam, a moja twarz przybrała sympatyczny wyraz.
April? Badum tss
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz