- Czego szukasz na tych terenach? - spytałem z uniesioną brwią. Nie miałem zbytnio zaufania do tej wadery, pachniała inaczej, jakby nie pochodziła z tego świata. Nie czuć w niej było ani jednej woni obecnej w tej krainie.
- Właściwie, to niczego - odparła wymijająco, nie odwracając ode mnie zaciekawionego wzroku jednego, jasnoniebieskiego oka, które zdawało się emanować żywym, błękitnym światłem. Drugie bowiem było przysłonięte pięknie cieniowaną grzywką w odcieniach niebieskiego.
- Nie wymigasz się od odpowiedzi - stwierdziłem, uśmiechając się półgębkiem. - Jestem tutejszym Alfą i moim zadaniem jest zapewnić watasze bezpieczeństwo.
- Mówisz tak na poważnie? - Kokoro zamrugała nerwowo.
- Tak - skwitowałem to w jedym słowie, choć równie dobrze mógłbym zamiast tego poprowadzić jakieś dłuższe wyrażenie. - Zainteresowana?
- Może - powiedziała, odwracając spojrzenie w innym kierunku.
Zaśmiałem się cicho, krótko, urywanie, jakby zupełnie nienaturalnie. Był to śmiech dosyć pogardliwy, ale nie mogłem się powstrzymać.
- Mam rozumieć, że nie dołączysz? - spytałem prowokacyjnie, udając, że chcę odejść. Zamierzałem wyciągnąć z niej wszystko. Bardzo mnie ta młoda osóbka zaciekawiła. Czemu młoda? Raz, że wyglądała na takową, a dwa, że była bardzo nieostrożna, wkraczając bez uprzedzenia na obce tereny. Dorosły wilk miałby więcej doświadczenia i ominąłby je łukiem, czując wonie innych wilków. Ona zaś błąkała się tu dosyć długo, bo chociaż nie nasiąknęła jeszcze tutejszymi zapachami, to wokół dało się spokojnie wyczuć jej własną woń.
Kokoro?
+5 p. (262 słowa)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz