Gdy tego dnia po raz pierwszy zobaczyłem April, natychmiast zauważyłem, że jest dziwnie wesoła i podekscytowana, znaczy się, o wiele bardziej niż jest zwykle. Postanowiłem, że dowiem się, co jest grane. Złapałem ją z boku, gdy akurat z nikim nie rozmawiała, i odciągnąłem od reszty watahy.
- Ummm... - zarumieniła się. - Ja...
- Mogę cię o coś spytać? - uśmiechnąłem się łagodnie, starając się nie zwracać uwagi na zawstydzony wzrok mojej... partnerki. To nadal dziwnie brzmi, gdy o tym myślę. Pewnie brzmiało by jeszcze dziwniej, gdybym wypowiedział to na głos, więc staram się o tym nie mówić.
- Mhm - przytaknęła, spuszczając z lekka wzrok.
- Mamy dziś jakąś szczególną okazję? - zamyśliłem się odrobinę. - Cały dzień chodzisz roześmiana.
- Eh... mam dziś urodziny - uśmiechnęła się do mnie, ale zaraz potem znów spuściła łeb.
- Naprawdę? - zdumiłem się, ale moje słowa spotkały się tylko z potwierdzającym ruchem łba białej wadery. - Cóż, w takim razie, wszystkiego najlepszego - rozpromieniłem się, a gdy nikt akurat nie patrzył w naszą stronę, delikatnie liznąłem April po pysku. - Tylko nie wygadaj się z tej radości - rzuciłem ze śmiechem przez ramię, po czym dałem susa w zarośla i zniknąłem wszystkim z pola widzenia.
Nie wiedziałem. Naprawdę, nie miałem pojęcia o jej urodzinach. No i, ważniejsza sprawa, nie miałem bladego pojęcia, jak to uczcić. Pomyślałem, że może uda mi się zorganizować coś w stylu symbolicznego przyjęcia. Tekoro opowiadał mi kiedyś, że dawniej u jego korzeni wilki świętowały urodziny najważniejszych osobności w watasze. Kiedy jeszcze w Anoreum była jakaś wilcza wataha. Ale wracając do tematu, podobno mistrzowie światła stawali kręgiem wokół Tekoro i łączyli swe moce, swoje siły, aby tworzyć niesamowite kompozycje świetlne na nocnym niebie, a Alfa watahy stawał na korzeniach Enta i wygłaszał krótką mowę o uroczystości, po czym składał jubilatowi bądź też jubilatce serdeczne życzenia.
Moich urodzin nikt nigdy nie świętował, ale nie czułem się z tego powodu szczególnie pominięty. Nie lubiłem i nadal nie lubię być w centrum uwagi. Wciąż wolę trzymać się z boku i nie wywyższać, taka już moja natura.
W naszej watasze nie mieliśmy żadnego mistrza światła, ognia z resztą też chyba nie, ale myślę, że Crebain, mój towarzysz, mógłby coś zorganizować. Każde legendarne stworzenie potrafi się dogadać z innymi, a bo nie? A już szczególnie taki gatunek jak Raptozy.
~*~
- Crebain! - krzyknąłem, a po chwili usłyszałem obok siebie cichy, gardłowy, przyjazny pomruk. Uśmiechnąłem się na widok mojego wiernego towarzysza, który oparł na chwilę łeb na moim karku na znak przyjaźni pomiędzy nami. - Cześć, Crino...
Zamarłem na chwilę, aż Raptoz zabrał ze mnie swoją masywną, smoczą głowę.
- Hej, April ma urodziny... - zacząłem, patrząc zwierzęciu w oczy z największą ufnością, jaką kiedykolwiek mu okazywałem. - A ty umiesz dogadać się ze wszystkimi zwierzętami, wszystkimi gatunkami. Chciałbym, żebyś przekonał Elfy, aby zagrały wieczorem na fletach. No i... wiem, że... że nie mamy tu żadnych wilków z żywiołem światła, ale... może znasz kogoś z takimi mocami, kto wałęsa się po okolicy...? - wytłumaczyłem mu, robiąc spore pauzy pomiędzy niektórymi słowami, bo nie byłem pewien, jak niektóre rzeczy ująć.
Zdawało mi się, że zwierzę się uśmiechnęło. Albo przynajmniej próbowało. W każdym razie, po chwili Crebain rozwinął skrzydła i wzleciał do góry, niknąc pośród chmur nadciągających tutaj wraz z podmuchami zachodniego wiatru.
Zapowiadał się piękny wieczór...
~*~
Przysnąłem na chwilę we własnej jaskini. Obudził mnie łagodny śpiew, który jednak ustał chwilę później. Dostrzegłem jakieś rozbłyski na zewnątrz, więc wychyliłem łeb z jamy.
Na niebie widniała lśniąca, kolorowa, świetlista strzała, z grotem skierowanym w las. Zdaje się, że na moją ulubioną polanę. Pobiegłem tam natychmiast, zorientować się, co jest grane.
Gdy dotarłem na miejsce, moim oczom ukazał się niecodzienny widok. Dwa czarne basiory stały na podwyższeniu składającego się tylko z ogromnego, obrośniętego mchem, ściętego pnia, a wokół nich wirowały smugi światła, które rozłaziły się po całym obwodzie łąki. Wszędzie unosiły się smugi, iskry, serca i gwiazdy, mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Wokół nich w trawie siedziało kilka Elfów, które grały jakieś przyjemne dla ucha melodie na harfach. Rozdziawiłem pysk, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
Nagle coś pociągnęło mnie na bok. Zobaczyłem Crebaina, który uśmiechał się do mnie szeroko. Sam też się uśmiechnąłem. Pozostało tylko czekać, aż wszyscy się zbiorą.
~*~
Około północy, gdy już cała wataha była obecna, wyszedłem na środek, stając przed mistrzami światła.
- Kochani! - krzyknąłem, a śmiech ustał nagle. - Zebraliśmy się tutaj, by uczcić urodziny April. Chodź do nas, gwiazdo! - uśmiechnąłem się szeroko, a April z wielkim i wyraźnym rumieńcem, ale i wesołym uśmiechem, stanęła obok mnie. - Życzmy jej teraz wszystkiego najlepszego - dodałem radośnie, po czym spojrzałem jej w oczy i publicznie polizałem ją delikatnie po pysku.
Nie wiem, czy tego chciała. Ale moim zdaniem, był to idealny prezent urodzinowy.
- Za nową waderę Alfę naszej watahy! - wykrzyknąłem, obejmując April jedną łapą. - Mam nadzieję, że ci się podoba - szepnąłem jej do ucha, po czym zeskoczyliśmy w tłum.
Zabawa ze światłami trwała do białego rana. Mistrzowie światła zniknęli z pola widzenia, podobnie jak Elfowie wraz ze swoimi instrumentami. Ale przyjęcie było udane. Musiało być udane, wnioskując z miny białej piękności, która leżała obok mnie, patrząc w jaśniejące niebo oczami, które już zamykały się do snu, podobnie jak i moje...