poniedziałek, 19 czerwca 2017

Od Sigmy CD. Sherlocka

Przez chwilę patrzyłem na niego nieprzychylnie, w końcu jednak ruszyłem w stronę Potoku, gdzie zazwyczaj spotykałem Alfę. Miałem wątpliwości, czy zaproszenie go do watahy aby na pewno było dobrym pomysłem. Ledwie chwila znajomości, a już zdążyłem go znienawidzić, choć jednocześnie coś mnie do niego ciągnęło, coś, czego nie potrafiłem zidentyfikować. Ale jeśli rzeczywiście okazałby się szpiegiem? Spojrzałem na niego kątem oka, niepewien, czy aby na pewno dobrze postępuję.
- Czego się tak gapisz? – fuknął basior, najpewniej czując na sobie mój wzrok. Natychmiast spuściłem spojrzenie na własne łapy, czując się jak szczenię przyłapane na jakimś poważnym występku. Choolera, dlaczego zachowywałem się przy nim tak… inaczej?
- Może sam sobie odpowiesz na to pytanie? – warknąłem w końcu i przyspieszyłem kroku.
- Jeśli zastanawiasz się, czy aby na pewno nie jestem szpiegiem, to muszę cię zawieść – odpowiedzi nie uzyskasz. Bardzo zabawnie wyglądasz, gdy próbujesz coś ze mnie wyczytać – szczerze przyznam, nie spodziewałem się usłyszeć takich słów z pyska potencjalnego wroga. Pokręciłem głową, wyciągając szyję do ziemi tak, że źdźbła trawy muskały mój nos.
- Hej, a może jednak nie dołączaj do sfory? Wyświadczysz wszystkim przysługę – zasugerowałem niewinnie.
- Im dłużej cię słucham, tym bliższy jestem przystania na tą propozycję – odparował, jednak odniosłem wrażenie, że nie było to już tak złośliwe.
Uśmiechnąłem się pod nosem, jednak rzeczywiście nic już nie powiedziałem. Żywym kłusem podążaliśmy w obranym przeze mnie kierunku. Wtem dostrzegłem znajomy cień. Zadarłem łeb do góry.
- Suraksa – powitałem go cicho.
~Dantiero. Kimże jest twój towarzysz? – zapytał kruk, obniżając lot i gładko przysiadając na moim grzbiecie. Cóż, powoli zacząłem przyzwyczajać się do jego upodobań.
Spojrzałem na czarnego wilka, który również patrzył z konsternacją nie tyle na mnie, co na Rāṇī. W sumie mógłbym wykorzystać towarzysza do poznania intencji basiora, ale to przecież popsułoby zabawę.
- Szukam Inversio, widziałeś go może? – zignorowałem jego pytanie. Posłaniec Morrígan od razu podchwycił, bo nie drążył tematu:
~ Twego Alfy nie spotkałem, lecz jego partnerkę – owszem.
- Partnerkę?
~April. Skręć w lewo i podążaj przed siebie, a tam ją zastaniesz – powiedziawszy to, Suraksa wzbił się w górę. Przez chwilę patrzyłem za nim nieco niepewnie, koniec końców jednak posłuchałem jego rady. 
April i Szef razem? Może jednak powinienem zacząć się interesować losami watahy. Z drugiej jednak strony, miałem od tego kruka. Co prawda o wszystkim informował mnie ze znacznym opóźnieniem, ale sam wybadałbym to jeszcze później. Nie znałem April. Minąłem się z nią raz czy dwa, ale nie było nawet okazji do rozmowy. I ponownie, gdyby nie Rāṇī, za nic nie wiedziałbym, jakiej wadery powinienem teraz szukać.
- Czy wy… Czy ty masz urojenia? – zamyślenia wyrwał mnie skonfundowany głos wilka.
- Skąd ten pomysł? – zapytałem z nieskrywanym rozbawieniem.
- Rozmawiałeś z ptakiem – wyjaśnił ostrym tonem, jakby z wyrzutem.
- Suraksa jest telepatą – odparłem spokojnie.
- Coś takiego jak telepatia nie istnieje – zaoponował basior.
- Jasne, mistrzu – parsknąłem cicho, ponownie przyspieszając. Chciałem mieć już to wszystko za sobą i móc spokojnie zająć się swoimi sprawami. Zupełnie ignorowałem dalsze protesty pana detektywa-niedowiarka, który chyba próbował udowodnić mi, że magia nie istnieje. Witaj w Argii, przyjacielu. To jest jednorożec, to niebieskie jest duszkiem, ja władam ogniem, a mój kruk posługuje się telepatią. Więcej, on od wieków szkoli się w psychokinezie i wędruje między wymiarami. Zgadzam się z tobą, mam urojenia, moce nadprzyrodzone są tylko bajką. Błędem genetycznym, czy jakkolwiek chcesz to sobie wytłumaczyć.
Po dłuższej chwili dostrzegłem białą waderę z wyjątkowo charakterystyczną kitą. Leżała pod drzewem, ale nie spała. Widząc nas, podniosła się i spojrzała na mnie niepewnie, potem zmierzyła wzrokiem tego-onego, aż w końcu ponownie skupiła uwagę na mnie.
Położyłem po sobie uszy i zwolniłem kroku, by ostatecznie zatrzymać się kawałek przed nią.
- April? – wolałem mieć pewność, że dobrze trafiłem.
- Tak – potwierdziła ostrożnie.
- Jestem Sigmestio…
- Należysz do watahy? – przerwała mi; nie byłem pewien, czy to pytanie, czy może raczej stwierdzenie. Na wszelki wypadek skinąłem głową, a wówczas ponownie przeniosła spojrzenie na mego towarzysza. – A to jest…?
Otworzyłem pysk by jej odpowiedzieć, jednak niemal natychmiast go zamknąłem. Ano tak. Może jednak mogłem poprosić Suraksę, by zdradził mi imię cicho-ciemnego, który patrzył na mnie ze swego rodzaju satysfakcją, której nie potrafiłem pojąć. Fuknąłem cicho i cofnąłem się o krok, oddając mu tym samym pałeczkę.

Sherl, ja nadal za to przepraszam T^T
+20 p. (716 słów)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz