Cicho stawiałam kolejne kroki, starając się nie wywołać szelestu na ściółce leśnej. Noc zdecydowanie mi nie sprzyjała, i to tylko z tegoż powodu, że moje futro ma nieskazitelnie biały kolor, który utrudnia mi maskowanie się o tej porze. Używając swojej mocy zatrzymałam wiatr. Nie zagłuszał więc już mojego oddechu, ale też nie niósł na swych skrzydłach mojego zapchu i utrudniał wytropienie mojej osoby przynajmniej w jakimś tam niewielkim stopniu.
Westchnęłam cicho i ziewnęłam, rozglądając się za czymś do zjedzenia, ale żadne zwierzę nie wpadło mi w oko. Nie chciało mi się biec do potoku, bo mimo wszystko mogłam w ten sposób ściągnąć na siebie uwagę innych. Tak więc, z zamiarem ucięcia sobie drzemki, podeszłam do jednego z drzew. Machnęłam ogonem, zatrzymując się w miejscu i przymykając oczy, ale nagle cofnęłam się odruchowo.
Zza grubego pnia wychynęło dwoje błyszczących, wilczych ślepi.
Ktoś? Tak, wiem, słabe to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz