Gdyby nie on, najpewniej już by mnie tu nie było, ale towarzystwo dawało pewne poczucie bezpieczeństwa – zawsze mogłam spróbować się nim zasłonić. Przecież facet powinien bronić damę w opresji.
Pisnęłam cicho, gdy przednie łapy zapadły mi się w mule przy wodzie, a zaraz potem zaśmiałam się nerwowo. I wcale nie było tak, że cała się trzęsłam z nerwów i lęku, skąd.
- Nova, powinniśmy stąd iść – stwierdził ostrożnie Combuś, stojąc tuż za mną.
- Przez chwilę było tu naprawdę przerażająco, wręcz sympatycznie, ale wtedy się odezwałeś – prychnęłam, zaraz się jednak zreflektowałam – Pozwoliłbyś się chociaż napić.
Światełko nic już nie powiedział, jednak posłał mi wymowne spojrzenie, które zignorowałam. Nachyliłam się nad taflą jeziora i zaczęłam pić wodę. Smakowała jakoś tak... dziwnie, trochę kwaskowo i mulaście. Wzdrygnęłam się, gdy gdzieś w górze odezwał się jakiś pierdolony ptak. Sukinsyn złośliwy. Ciągle pijąc, zaczęłam się rozglądać po okolicy. Nagle błoto obok się poruszyło.
Wyprostowałam się gwałtownie i warknęłam na owe błoto. Po chwili spod niego wyskoczyła jakaś obrzydliwa żaba, opryskując mi nos śmierdzącym mułem.
- Na’ita… - zaczął powoli Combo.
- Tak, jestem za spadaniem stąd – potwierdziłam, przenosząc na niego spojrzenie.
- Nie, znaczy, owszem, ale… - urwał, głową wskazując w głąb jeziora. Powędrowałam tam wzrokiem i zupełnie zamarłam.
Musiałam ostro przesadzić z kocimiętką albo wilczymi jagodami, ale pod powierzchnią wody jarzyły się dwa, czerwone punkty, niby przerażające oczy śledzące każdy nasz ruch. Cofnęłam się krok do tyłu, jednocześnie przysuwając się do Comboneiro.
- Jeśli to twoje światełka i myślisz, że to zabawne, to łeb ci przy samej dupie odgryzę – zwróciłam się drżącym głosem do basiora, mimowolnie przylegając do jego boku.
...Wut? ;__;
+5 p. (348 słów)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz