środa, 31 maja 2017

Podsumowanie miesiąca - MAJ

Nasza wataha żyje już dwa miesiące! A z tej okazji przyda nam się kolejne podsumowanie...

~Dołączenia i Śmierci~
W tym miesiącu dołączyło do nas aż osiem wilków! Są to kolejno:
Sherlock
Shiva
Miyuki
Yumi
Na'itamera
Combo
Nikki
Hikari
~*~
~Partnerstwa, Ciąże i Porody~
X
~*~
~Awanse~
X
~*~
~Eventy i Konkursy~
W tym miesiącu zakończyliśmy konkurs Majówka, w którym - niestety - udział wzięła tylko jedna osoba, która dostała 50 p. za dobre chęci.
JEDNAK wystartował także Event „Leśni Towarzysze”, w którym swoich towarzyszy zdobyły aż cztery osoby! To Inversio, Nikki, Shiva i Sigmestio są tymi szczęśliwcami.
~*~
~Upomnienia, Odejścia i Wygnania~
X
~*~
~Postarzenia~
Wszystkie wilki, które dołączyły do nas w kwietniu, zostały postarzone o dwa lata, ponieważ w ostatnim podsumowaniu zapomnieliśmy o tym punkcie. Wszystkie zaś wilki z maja postrzone zostały o rok.
~*~
~Punkty~
W tym miesiącu za opowiadania punkty otrzymują:
Inversio - 100 p. (10 opowiadań)
Sigmestio „Sigma” Dantiero - 70 p. (7 opowiadań)
Sherlock - 70 p. (7 opowiadań)
Nikki - 30 p. (3 opowiadania)

Koniec - „Leśni Towarzysze”

Event „Leśni Towarzysze” dobiegł końca!
Tym razem udało nam się zorganizować coś ciekawego, albowiem aż cztery wilki postanowiły zdobyć własnych, magicznych towarzyszy, a byli to: Inversio, Nikki, Shiva i Sigmestio! Ich nowymi podopiecznymi są kolejno: Crebain, Murray, Luna i Suraksa :D
Mam nadzieję, że będziecie coraz chętniej brali udział w tego typu Eventach, powstanie wkrótce ankieta, w której będziecie mogli zaznaczyć, jakiego typu Event chcielibyście zobaczyć przy następnej uroczystości :3
Tymczasem jednak dziękuję za aktywny udział w tymże Evencie i... zapraszam do zobaczenia, na czym polega kolejny, tym razem z okazji Dnia Dziecka. Post pojawi się jutro o 10:15 x)
Alfa watahy,
Inversio

wtorek, 30 maja 2017

Od Inversio CD. Miyuki

Przyznaję, samica była dosyć arogancka i pewna siebie, chłodna i zamknięta w sobie, ale przynajmniej postanowiła do nas przystać, co oznaczało, że nie muszę się dłużej kłopotać obecnością domniemanego szpiega na naszym Terytorium. Takowy najpewniej wykręciłby się i natychmiast uciekł, by donieść o miejscu naszego położenia wrogom wilków.
Ruszyłem z wolna za waderą, jeżeli dobrze zapamiętałem jej imię, za Miyuki. Z wolna, ponieważ nie była aż tak szybka, bym musiał nadrabiać. Miałem długie łapy, co jeszcze dodawało mi prędkości, więc koniecznością stało się trzymanie wolniejszego tempa niż zwykle.
Dotarliśmy w końcu na miejsce, o którym mówiła mi nowa. Miała rację - były tu zwierzęta, na które mieliśmy ochotę, i najwyraźniej nie ruszyły się z tąd od wczorajszego dnia. To chyba dobry znak. Przysiadłem na tylnych łapach.
- Nie polujesz? - spytała cicho samica, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- Pokaż, co potrafisz - odparłem równie cichym głosem, przekrzywiając łeb to na prawo, to na lewo, aż w końcu strzeliły mi kręgi. Jeden z jeleni zastrzygł uszami, ale nie ruszył się, wciąż w spokoju skubiąc trawę.

Miy? Beznadziejność lvl. 10(0000...)

Od Inversio CD. Sigmy

- Nie przesadzasz trochę? - spytałem, unosząc brew, ale jednocześnie nie odrywając się od jelenia. - To w końcu twoja zdobycz, a ja nie mam absolutnie nic przeciwko jedzeniu razem.
- Trzymam się praw natury - westchnął na to Sigmestio. Uparta sztuka. Nie sądziłem spotkać tu kogoś, kto aż tak trzymałby się zwyczaju, że wyżsi rangą jedzą pierwsi.
- U nas najważniejszym prawem i zasadą jest przetrwać razem - powiedziałem, podnosząc się z ziemi. Odgryzłem jedną z nóg jelenia i rzuciłem ją z rozmachem basiorowi, który aż podskoczył z lekka, gdy noga zwierzęcia wylądowała mu tuż przed nosem. Spojrzał na mnie niepewnie. - Czasem ułamek sekundy może przesądzić o śmierci wilka. Najedz się, póki jest czym. Niedługą zlecą się ptaki.
- Nie rozumiem - Sigma ściągnął brwi, ale posłusznie zabrał się do jedzenia.
- Ptaki w tych stronach swą inteligencją i sprytem potrafią przewyższyć nawet nas, wilki. Jeżeli nie zjemy dostatecznie szybko, będą mogły nawet nas zaatakować - stwierdziłem z westchnieniem, patrząc się w niebo, przez które właśnie ze skrzekiem przeleciał sokół. - Pośpiesz się - rzuciłem jeszcze, zatapiając kły w zdobyczy, póki jeszcze było mi to dane.

Sigma? Tak beznadziejnego opka... nie no, ono wcale nie jest aż takie beznadziejne *u*

poniedziałek, 29 maja 2017

Suraksa - Towarzysz Sigmestio!

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/e8/dd/df/e8dddf0f07fcc7ca7e42ef6b0e42b016.jpg
IMIĘ: સુરક્ષા (czyt. Suraksa. Imię normalnie się odmienia)
GATUNEK: રાણી મેસેન્જર ફેન્ટોમ્સ (Rāṇī mēsēnjara phēnṭōmsa) Jest to mityczny gatunek kruków, które są wysyłane do różnych wszechświatów przez Morrígan. Rāṇī są swego rodzaju boskimi stworzeniami. Kruki te dożywają średnio stu lat, lecz ich śmierć nie jest definitywna. Tak jak Feniks z popiołu powstaje i w popiół się obraca, tak Rāṇī w fazie „odrodzenia” są cieniami lub gwiazdami, zależnie od tego, z czym dany osobnik się utożsamia. Ich głównymi mocami są psychokineza oraz iluzja.
PŁEĆ: Samiec
WIEK: Lat liczy sobie dwadzieścia jeden.
CHARAKTER: Kruki Morrígan cechuje lojalność oraz tajemniczość, i taki właśnie jest Suraksa. Zdobycie jego zaufania nie jest szczególnie trudne, lecz naprawdę oddany będzie jedynie swemu opiekunowi. Lubi tego wilka, choć nie omieszka się mu dogryźć. Prawdę mówią, Suraksa dla wszystkich jest wyjątkowo złośliwy, ale jego docinki są bardzo inteligentne. Jest panem swego losu i niechętnie przyjmuje rozkazy od kogokolwiek innego, niż Dantiero czy Morrígan. Uznaje jednak pozycję Alfy i go szanuje, nie ma w zwyczaju wywyższać się ponad pozostałymi członkami.
APARYCJA: Jest niemal dwukrotnie większy od kruka zwyczajnego, a jego pióra są czarniejsze od nocy. Niebieskie wzory, które pokrywają też wierzchnią część skrzydeł, na ogół są ledwie widoczne, a zaczynają emanować lodowobłękitną poświatą jedynie, gdy ten korzysta ze swoich mocy (poza telepatią). Na co dzień jego ślepia przypominają raczej dwa onyksy niźli żywe oczy. Bransoleta na prawej nodze i naszyjnik są z czystego złota; zwiększają jego umiejętności.
HISTORIA: Jego zadaniem było śledzenie wojny w innym uniwersum, lecz w trakcie wędrówki przez Argię spostrzegł jakieś białe stworzenie. Obniżył lot i ustalił w nim wilka, biało-szarego wilka. W wilku tym poznał praprawnuka jednego ze swych dawnych podopiecznych. Śledził go przez jakiś czas, aż w końcu zdecydował się mu ujawnić. Z początku niechętny wilk, w końcu go zaakceptował.
CIEKAWOSTKI:
- Nie mówi – tak jak zwykłe kruki jedynie kracze, jednak jest w stanie komunikować się za pomocą telepatii; zdarza mu się posługiwać jakimiś archaizmami.
- Lubi podróżować na grzbiecie swego opiekuna, mimo, że latanie nie sprawia mu problemów. A gdy Sigmy nie ma pod szponem… przecież każdy wilk się nada.
UMIEJĘTNOŚCI: Ma bardzo silne szpony i dziób, a także skrzydła. Niestety, ze względu na swe pokaźne rozmiary, nie jest tak zwinny, jakby chciał.
MOCE: Jest wirtuozem psychokinezy, miał już dziesiątki żyć na rozwijanie tej umiejętności. Jest telepatą (tak, czytanie w myślach jest tego częścią, choć kruk stara się tego nie robić), posługuje się witakinezą (samouzdrawianie) i gyrokinezą (władza nad grawitacją w niewielkim obiekcie). Prócz tego jest w stanie zmniejszyć się do rozmiarów przeciętnego ziemskiego kruka.
OPIEKUN: Sigmestio Dantiero – choć czasami Rāṇī ma wrażenie, że raczej on jest tu panem.

Od Suraksy - Odnalezienie wilka

Pani kazała mi lecieć do Knowhere, bym obserwował przebieg tamtejszej wojny, a potem zdał raport z jej przebiegu.
Nie zrobiłem tego.
W Argii, krainie doprawdy niezwykłej, dostrzegłem jasnoszarego wilka. Wylądowałem na najniższej gałęzi starego dębu i obserwowałem z zainteresowaniem owe stworzenie. Jak na wilka, wysoki on nie był. Maść miał dość specyficzną, na karku ciemną i jakby śniegiem sprószoną. Uwagę mą jednak przykuł symbol po lewej stronie łba zwierza. Szary półksiężyc, który doskonale znałem.
W poprzednim życiu bawiłem u jednego z jego z przodków. Był wyższy, jego sierść była ciemniejsza, ale z pewnością ten tu był jego potomkiem. Świadczył o tym właśnie księżyc.
Nocy minęło pięć, nim w końcu zdecydowałem się rozmówić z nosicielem pcheł. Poprzednie dni obserwowałem go czujnie, a i zdążyłem z panią mą się rozmówić, by pozwoliła mi pozostać a Argii, a śledzenie wojny zleciła komuś innemu.
Wylądowałem na sporym kamieniu i czekałem przybycia basiora. Po jakimś czasie dostrzegłem go, niespiesznie idącego.
Wilku, jak cię zowią? – zapytałem za pomocą telepatii.
Basior stanął jak wryty i rozejrzał się zaskoczony. Głupi, nawet nie spojrzał w moim kierunku. Zakraczałem z niesmakiem, po czym sfrunąłem na ziemię. Stanąłem tuż przed białym, dziób mając niemalże na wysokości jego nosa. Pff, kurdupel.
Samiec odskoczył w tył, a potem obnażył te swoje ząbki. Mięśnie miał naprężone do skoku, uszy położone.
- A z ciebie co za jeden? – warknął. Zapewne miało być wyjść groźnie, ale wilki to takie pocieszne stworzenia, takie łagodne, urocze w przeświadczeniu o tym, że mogą być zagrożeniem.
Jestem Suraksa, posłaniec Morrigan – odparłem przekrzywiając głowę na lewo. Zdradzisz mi swe imię, wilku?
- Si- Sigmestio… - wydukał nieco ogłupiały. Stwierdziłem, że tak prymitywne istoty jak wilki nie mają częstych kontaktów z telepatią.
Więc, Sigmestio, Dantiero zapewne, bo tak zwał się twój przodek – zacząłem spokojnie wyjaśniać, jednak ten niewychowany młodzik przerwał mi:
- Mógłbyś mówić po naszemu? – poprosił z tępym wyrazem pyska. Może zanim poprosiłem Morrigan o zgodę, powinienem poznać to stworzenie. Z pewnością lepiej bym się zastanowił. Irytacji jednak nie dałem po sobie poznać i kontynuowałem.
Z łaski swej nie przerywaj mi. I na litość Morrigan, myślże ciszej! Tak, właśnie czytam ci w myślach. Owszem, znałem twego dziada i pradziada, drugi zwał się Dantiero. Tak, mogę powtórzyć, to co pomyślisz, niech będzie zwierz… Wcaleś nie pomyślał o zwierzynie, lecz o wyjątkowo perfidnym zachowaniu! Przestań myśleć i daj mi- Nie, nie mam nic do twych upodobań! – słuchanie bełkotu na temat tego, z kim ten wilk chce co robić było naprawdę męczące, a uciszenie go zajęło mi znacznie więcej czasu, niż chciałem na to poświęcać. Jednakowoż w końcu wilk posłusznie przestał wysyłać mi pytania i mogłem podjąć się tłumaczeń. Chciałbym zaoferować ci me towarzystwo. Będę twoim, hm, druhem, przyjacielem, czy jakże to teraz nazywacie.
- A ta cała Morrigan… Ona nie będzie zła, że się ze mną zadajesz? – zapytał niechętnie Sigmestio Dantiero.
Już się z nią rozmówiłem i jeśli ty zaakceptujesz mnie jako towarzysza, ona zła nie będzie.
- Cóż, w takim razie powinienem czuć się zaszczycony, prawda?
W rzeczy samej – potwierdziłem, po czym wzbiłem się w górę, zredukowałem swój rozmiar do wielkości tutejszej odmiany mego gatunku i usiadłem na grzbiecie wilka. Ten zaoponował w pierwszej chwili, lecz po tym, jak delikatnie wbiłem w niego szpony, z westchnieniem ruszył przed siebie. I choć próbował to ukryć, czułem, że cieszy się jak głupi.

Od Miyuki CD. Inversio

Nie lubiłam agresji, ale cóż... W końcu wataha była bardzo kuszącą propozycją, a Inversio zachowywał się jak Alfa. Nie było powodu protestować i nie przyjmować zaproszenia.
- Chyba... chyba nie odmówię. Nie, napewno dołączę. To raczej nie powinno podlegać dyskusji, jeśli ja się zgadzam, prawda? - zaczęłam papleć. - Tyle tylko, od razu mówię, że dotychczas byłam w jednej watasze. Tej, w której się urodziłam, więc niekoniecznie mam pojęcie o jakichkolwiek formalnościach. Oczywiście jeśli tylko takowe istnieją, tak? - przerwałam na kilka sekund. - Ale... na razie chciałabym zjeść śniadanie, jeśli pozwolisz - dokończyłam chłodnym tonem.
- Pozwolę. I, jeśli ty pozwolisz, zapoluję z tobą - usłyszałam wesołe słowa wilka. - A wtedy będę mógł cię ze wszystkim zaznajomić.
- Pozwolę. Niedaleko jest mała polanka, na której wczoraj wieczorem widziałam małe stadko jeleni liczące pięć sztuk, więc, jeśli ci to nie przeszkadza, zapolujemy właśnie tam. O ile nie uciekły, czy coś - dokończyłam i wyszłam z jaskini.

Invi?

niedziela, 28 maja 2017

Od Sherlocka CD. Sigmy

Co mogłem mu odpowiedzieć? To całe turlanie się z górki i pozycja, w której wylądowaliśmy, nie była chyba czymś, co chciałbym wspominać. A jednak... aluzja zawarta w tejże sytuacji, ten cholerny podtekst strasznie rzucał mi się w oczy i ciągle echem odbijał mi się we łbie.
- Łapa to akurat mój najmniejszy problem - warknąłem, zlizując krew z lekko poszarpanej rany na mojej kończynie i patrząc na sprawcę tego haniebnego czynu spode łba.
- Więc co nim jest? - spytał niechętnie basior. Nie byłem pewien, czy robi to z uprzejmości, czy z naturalnej i nieposkromionej ciekawości. Istniała też trzecia opcja, że kompletnie nie zależy mu na własnym ego.
- Ty, razem z tymi wszystkimi innymi wilkami, które się mnie tu czepiają - fuknąłem, wstając sprężyście z ziemi i kładąc uszy po sobie. - A jednak... ta tułaczka po świecie strasznie mnie męczy.
Wilk nadstawił ucha, wyraźnie się ożywił i podniósł na mnie łeb, ja zaś wbiłem w trawę mój zmęczony wzrok, starając się kontynuować moją beznadziejną wypowiedź. Czułem, że to co robię, jest szczytem głupoty, ale nie miałem już ochoty na dalszą ucieczkę.
- Od lat wędruję po Argii, nie mogąc znaleźć stałego miejsca zamieszkania. Przyłączałem się do wielu watah i z większości odchodziłem dobrowolnie; męczyła mnie panująca w nich, nieposkromiona rutyna. Nie przydawałem się właściwie do niczego, byłem tylko detektywem, wilkiem, który potrafił znaleźć zaginione szczenię bądź wartościowy przedmiot - mówiłem cicho, beznamiętnym tonem, który absolutnie nie zdradzał moich emocji, tej burzy, która szalała we mnie od lat. - Gdy w końcu przyszło mi rozwiązać sprawę morderstwa młodej samicy, Bety, a trop doprowadził mnie do partnerki dumnego i potężnego Alfy tejże watahy, cała wyższa hierarchia chciała mnie za wszelką cenę dopaść, znaleźć i zabić, nie dając szans na ucieczkę. Jednakże ja im umknąłem. To było jedyne stado, w którym naprawdę się do czegoś przydałem. Nie sądzę, by tu miało być inaczej - dodałem na końcu ponuro, po czym machnąłem ogonem.
- Skoro męczy cię ciągła wędrówka i rutyna, dlaczego do nas nie przystaniesz? Tu ciągle się coś dzieje, a nie trzeba ruszać się poza znajome miejsca - zauważył biały basior.
- Kim jest wasz Alfa? - spytałem nieufnie, odwracając łeb w kierunku samca.
- Nazywa się Inversio, podobno wychował się wśród Entów - odparł pewnie mój rozmówca.
- A jak brzmi nazwa watahy? - chciałem uzyskać jak najwięcej informacji, żeby wiedzieć, czy na pewno dobrze wybieram. Nie chciałem popełnić tego samego błędu, co kiedyś i znów być zmuszonym do ucieczki. To absolutnie nie był mój cel.

Sigma? Czy tylko ja potrafię wszystko zepsuć? ;-;
+10 p. (417 słów)

sobota, 27 maja 2017

Od Sigmy CD. Shivy

Słyszałem jej kroki już z daleka, ale popełniła błąd – podeszła od prawej. Chociaż nie byłem zaskoczony, choć dobrze wiedziałem, że zaraz pojawi się obok, to zrobiłem błyskawiczny zwrot na zadzie i kłapnąłem zębami ledwie centymetr od jej szyi. Shiva, jak się przedstawiła, odskoczyła do tyłu z cichym piskiem. Przyjąłem pozę bojową, warknąłem groźnie odsłaniając ostre kły, zjeżyłem sierść i uniosłem ogon do góry, bo dodać sobie nieco wzrostu. Wadera patrzyła na mnie z mieszaniną strachu i zaskoczenia.
Przed zabiciem jej powstrzymało mnie jedno, a konkretnie zapach watahy. Nie wypadało ot tak mordować członków sfory, do której ledwie co się dołączyło. Powoli opuściłem kitę i wyprostowałem się. Przestałem warczeć i potrząsnąłem głową tak, że grzywka odsłaniała mi oboje oczu. Miałem nadzieję, że zrozumie, o co chodzi, a na wszelki wypadek dodałem ostrym tonem:
- Uważaj lepiej, od której strony podchodzisz.
Ruszyłem dalej w swoim kierunku, ale po chwili wadera zrównała ze mną krok. Oj, miała szczęście, że podeszła z lewej, wręcz ogromne szczęście, bo drugi raz bym nie darował. Spojrzałem na nią kątem oka żeby jej się przyjrzeć i pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, było białe poroże z niebieskimi końcówkami na jej głowie. No proszę, a może związki wilczo-jelenie są możliwe? Aż dziwne, że nie zauważyłem tego od razu. Tak czy inaczej, szła tuż obok, jak na moje zbyt blisko, dlatego też odsunąłem się nieco.
- Jak masz na imię? – Powtórzyła pytanie.
- Sigmestio – mruknąłem nawet nie zaszczycając jej kolejnym spojrzeniem.
- Więc, Sigmestiooo… Naprawdę masz takie długie imię? – Zapytała w końcu.
- Sigmestio Dantiero, w gwoli ścisłości. Jeśli to dla ciebie za długie, to „Sigma” też jest moim imieniem.
- O, znacznie łatwiej zapamiętać – uśmiechnęła się. – Gdzie idziesz, Sigmo?
- Nie używaj tej odmiany. Sigma, po prostu Sigma – warknąłem, po czym odpowiedziałem wymijająco na jej pytanie: - Załatwić pewną sprawę.
- Chętnie ci potowarzyszę – zaoferowała.
Zmierzyłem ją niechętnym wzrokiem. Nie wyglądała mi na wilka, z którym chciałbym spędzać więcej czasu, niż to konieczne. Szedłem dalej, nerwowo machając kitą na boki.
- To prywatna sprawa – jeszcze raz spróbowałem ją zniechęcić.
To nie było kłamstwo, przynajmniej nie całkowite. Historia bowiem taka, że ten borsuk, rosomak czy inna wiewiórka, która to zaatakowała mnie w przeddzień poznania Sherlocka, no, zapomniałem o wyrównaniu rachunków. I teraz, po kilku dniach, ta menda miała czelność ponownie ze mną zadrzeć. Tym razem miałem zamiar ją zabić, rozszarpać na dziesiątki kawałeczków i je obszczać lub zrobić cokolwiek innego, co choć trochę pozwoli mi się zemścić za tą zniewagę. No i tu właśnie zaczynało się kłamstwo, bo owszem, chciałem to wszystko zrobić, ale... No nie dziś.

Shiva? Dantiero jest gburem niczym Sherlock, eh~
+10 p. (437 słów)

Od Sigmy CD. Sherlocka

Muszę przyznać, że ten wilk wzbudzał we mnie bardzo mieszane uczucia. Jednocześnie chciałem go lepiej poznać, intrygował mnie, ale z drugiej strony ledwie powstrzymywałem się przed zaatakowaniem go. I najpewniej zrobiłbym to drugie gdyby nie fakt, że obaj cwałowaliśmy przez las z równą prędkością – jak z początku, gdy truchtaliśmy, byłem jedną długość za nim, tak teraz, mimo maksymalnej prędkości, ta odległość się nie zmieniała. On skręcał gwałtownie w bok – ja natychmiastowo robiłem to samo. Starałem się wyprzedzić go biegnąć jakimś skrótem, on umykał w przeciwnym kierunku.
Skąd on to wszystko wiedział? To znaczy, skąd on wiedział tyle o mnie? Zawsze pamiętałem wilki, z którymi miałem wcześniej jakąkolwiek styczność, a tego czarnego basiora zdecydowanie spotkałem po raz pierwszy. A to, co mówił o przebłyskach wspomnień? Byłem pewien, że to bzdura, a i tak mnie to speszyło. Warknąłem zdenerwowany i – nie wiem jakim cudem – zmusiłem łapy do jeszcze szybszego biegu. Czułem coraz większe zmęczenie, nie miałem aż takiej wytrzymałości jak mój cel, tyle że popełnił on pewien błąd – delikatnie odwrócił głowę i spojrzał na mnie kątem oka, co spowodowało, że dwa kolejne kroki postąpił wolniej od poprzednich.
Okazało się to być moją szansą. Bez zastanowienia złapałem czarnego za lewą tylną łapę na tyle mocno, by nie miał szansy utrzymać równowagi, ale i wystarczająco delikatnie, by go nie zranić… zbytnio. Zgodnie z moimi przewidywaniami basior upadł, tyle że i ja popełniłem jeden wyjątkowo głupi błąd – nie puściłem jego łapy gdy zaczął tracić równowagę. W efekcie tego obaj upadliśmy i przeturlaliśmy się kawałek. A raczej byłby to tylko kawałek, gdyby nie to, że tak się turlając znaleźliśmy się na krawędzi niewielkiego zbocza. I wtedy popełniłem jeszcze głupszy błąd od poprzedniego, a mianowicie spróbowałem wstać, co oczywiście uniemożliwił mi fakt, że mieliśmy zaplątane łapy.
Kto by się spodziewał, że czeka nas ekstremalna jazda w dół wzgórza, nie? Chociaż i tak mieliśmy szczęście, że nie wpadliśmy na żadne drzewo czy kamień, bo wtedy mogłoby być naprawdę boleśnie. Fartem dla mnie, tą turlankę skończyłem leżąc na nieznajomym, a nie pod nim; pomińmy fakt, że zapewne był on przynajmniej równie poobijany, co ja.
Poderwałem się na równe łapy i nie zwlekając ani sekundy chwyciłem czarnego samca za szyję, gotów w każdej chwili rozszarpać mu tętnicę. Basior posłał mi nienawistne spojrzenie, które od razu odwzajemniłem.
- N-nie zrobisz te-tego – wycharczał z trudem. Och, czyżby ktoś nie mógł oddychać?
Jakby chcąc udowodnić mu, kto teraz ma przewagę, jeszcze mocniej zacisnąłem zęby, ale wciąż nie na tyle, by rozciąć gardziel Pana Wielce Utajnionego. Tyle że… Tyle że teraz, gdy chwilę się zastanowiłem, miał on rację - nie pozbawię go życia. Przynajmniej nie w tej chwili. Z drugiej jednak strony, przecież nie wolno tak się wstrzymywać, a już od jakiegoś czasu nie zabiłem nikogo – a jednak brak zleceń może być uciążliwy. Z zaskoczeniem odkryłem, że jednak lubiłem być skrytobójcą. Nie zawsze bo nie zawsze, czasami nie do końca chciałem zabijać jakiś cel, ale przecież skoro dobrze płacą, to nie ma co odmawiać. Aż mi się przykro zrobiło, że nikt jak na razie nie wynajął mnie do żadnej roboty.
Z rozmyślań wyrwał mnie świst, z jakim niebieskooki wilk oddychał. Niechętnie puściłem jego gardło i zszedłem z niego, siadając obok. Zwiesiłem głowę i prychnąłem cicho. Słyszałem, jak NieZdradzęCiMojegoImienia również się podnosi i oddycha głęboko. Siedzieliśmy przez chwilę obok siebie w kompletnym milczeniu. Czarny był wściekły, czułem na sobie jego świdrujące spojrzenie, ale zajęty byłem uspokajaniem oddechu po długiej pogoni i wypluwaniu resztek sierści.
- Mówiłem, że mnie nie zabijesz – odezwał się w końcu z nutką dumy w głosie. – No i masz kiepską kondy…
- Stul psyk, do cholery –przerwałem mu zdenerwowany.
Kolejne chwile milczenia. Korony drzew szumiały w górze, pojedyncze promienie słońca przebijały się przez liście, ptaszek kwilił… Odetchnąłem mocno, po czym podniosłem głowę i spojrzałem na wilka, który też na mnie patrzył, z niechęcią bo niechęcią, ale przynajmniej nie uciekał.
- Słuchaj, domyślam się, że cię nie przekonam, ale należenie do grupy nie zawsze jest złe. Nie wiem jakie były twoje poprzednie sfory, ale… – westchnąłem ciężko – ale ta wataha nie jest zła. Może jednak zastanowisz się, zanim opuścisz te tereny?
Basior wciąż milczał lustrując mnie chłodnym wzrokiem. Moje uszy mimowolnie oklapły, bo byłem pewien, że nie ma szans, żeby z nim porozmawiać. Nigdy bym się nikomu do tego nie przyznał, ale naprawdę, naprawdę chciałem go poznać.
Wstałem i spojrzałem w kierunku, z którego przybyliśmy.
- Mam nadzieję, że twoja łapa jest cała – mruknąłem ponuro.

Możesz mnie za to nie lubić, ale mnie się nawet podoba xd
+20 p. (744 słowa)

Od Sigmy CD. Inversio

Dotarcie nad potok nie zajęło nam dużo czasu. Przyczajeni za krzakami, obserwowaliśmy czujnie pijące zwierzęta. Szef miał rację, były to jelenie, lecz nie dwa, a trzy. Spojrzałem kątem oka na basiora i zapytałem cicho:
- Polujemy na jednego, prawda?
- A dasz radę sam zjeść całego, dorosłego jelenia? – Odpowiedział pytaniem, na co uśmiechnąłem się delikatnie. – Może sam zapolujesz? – zasugerował.
Spojrzałem na niego nieco zaskoczony, jednak zaraz zrozumiałem, o co mu chodzi. Sprawdzać moje umiejętności na jeleniu? Nie powiem, nieco mi to uwłaczało, ale nie dałem tego po sobie poznać. Skinąłem delikatnie głową, po czym niemal szurając brzuchem po ziemi zakradłem się bliżej zwierzyny. Obrzuciłem krótkim spojrzeniem trójkę rogaczy.
Jeden był jeszcze bardzo młody, świadczyło o tym mniejsze poroże i drobna sylwetka. Drugi był już w pełni dojrzały, wyraźnie najsilniejszy z całej trójki. Ostatni samiec był już stary, osłabiony i niewiele życia w nim pozostało. Wybór ofiary był oczywisty.
Przymknąłem oczy, poruszyłem barkami, przeniosłem ciężar ciała na zad i wyskoczyłem mocno do przodu i w górę. Dokładnie tak, jak planowałem, wylądowałem na karku zdezorientowanego stworzenia i od razu zatopiłem kły w jego czaszce. Moja ofiara w ostatniej próbie uwolnienia się wierzgnęła, ale to tylko przypieczętowało jej los – przez dodatkowy ciężar z przodu opadła na kolana, a ja jeszcze mocniej zacisnąłem zęby. Zeskoczyłem z jelenia pół sekundy przed tym, jak jego ciało zupełnie się zwaliło na ziemię. Niestety, zahaczyłem jednym szponem o poroże, przez co został zupełnie wyrwany. Zakląłem cicho podkurczając krwawiącą kończynę. Niby jeden mały pazur, a jednak boli.
Podniosłem głowę i rozejrzałem się. Młodsze jelenie już uciekły, a Szef pił wodę ze strumienia odwrócony do mnie tyłem. Westchnąłem cicho i przeciągnąłem się, po czym odszedłem kilka kroków i położyłem się. Zacząłem zlizywać krew z łapy, choć posoka nie chciała przestać płynąć. Po chwili fuknąłem niezadowolony, po czym podniosłem wzrok na czarno-białego basiora. Stał on już obok ciała jelenia i trącał je nosem. Spojrzał na mnie i odezwał się przyjaznym tonem:
- Nie jesz?
- Wyżsi rangą mają pierwszeństwo – pokręciłem głową, a następnie ponownie zacząłem lizać ranną łapę.


Przeczytałam to już dwa razy i za każdym razem brzmi to gorzej.
+5 p. (342 słowa)

Od Sherlocka CD. Shivy

- To nie ma znaczenia - warknąłem, chociaż dobrze, że przynajmniej tyle zrozumiała: nie lubię jej towarzystwa, nie lubię w ogóle czyjegokolwiek towarzystwa.
- Więc po co tu jesteś? - zdziwiła się, przysiadając u wejścia do jakiejś jamy, zapewne tej, w której spędzała noce.
- Twój Alfa przysłał mnie z wiadomością, że potrzebni mu wszyscy Tropiciele - fuknąłem, gotów w każdej chwili odbiec z powrotem. - Aż dziwne, że wziął mnie za jednego ze swoich - wywróciłem oczami, patrząc na zachodzące już słońce.
- Jak to, a nie jesteś jednym z nas? - wadera zmarszczyła czoło, ściągając brwi i wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. Mój boże, jak można być takim tępym?! Nie znam właściwie tutejszych wilków, a Alfa tutejszej watahy złapał mnie w czasie biegu, nawet nie interesując się tym, że właściwie nigdy wcześniej mnie tu nie widział.
- NIE i raczej się to nie zmieni - prychnąłem. - A teraz idź, zanim ten cały Alfa zorientuje się, że nie wie, kogo po ciebie posłał - warknąłem jeszcze, po czym odwróciłem się jeszcze bardziej na zachód, patrząc na samicę tylko kątem oka, a gdy ta w pędzie zniknęła w lesie, powlokłem się niechętnie w dalszą drogę.

Shiva? Nie. Rób. Mi. Tak. XD

Luna - Towarzyszka Shivy!

http://dinoanimals.pl/wp-content/uploads/2013/03/Sok%C3%B3%C5%82-w%C4%99drowny-1.jpg
IMIĘ: Luna - oznacza to po włosku "Księżyc".
GATUNEK: Sokół
PŁEĆ: Jest to samiczka
WIEK: Ma dopiero 2 lata za sobą...
CHARAKTER: Luna jest cicha i nieśmiała. Niełatwo ją do siebie przyzwyczaić. Trzeba czekać całkiem sporo czasu, być cierpliwym, ale istnieją też sokoły w jej wieku, które bardzo szybko się oswajają. Nasza bohaterka jest nieufna wobec obcych, ale bardzo inteligentna. Jeśli ją ktoś zdenerwuje, potrafi użyć swoich sił magicznych oraz zmienić kolor oczu na niebieski. Swoją panią darzy wielkim zaufaniem, jest wobec niej łagodna. Dla przyjaciół swojej opiekunki także jest miła i nawet im ufa. Dlaczego więc jest tak trudna do oswojenia i nieufna w większości przypadków? Cóż... Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Luna się nikomu do tego nie przyznawała, nawet swojej opiekunce. Czasem, kiedy nikt nie patrzy, lubi sobie poszaleć, czyli wymknąć się na jakąś wilczą imprezę.
APARYCJA: Nasza sokolica ma delikatną barwę piór, która składa się głownie z koloru szarego. Ma owe pióra w czarne plamki oraz ciemne oczy. Na grzbiecie ma czarny pas, pręgę, która jest jej cechą charakterystyczną.
HISTORIA: DO UZUPEŁNIENIA!
CIEKAWOSTKI:
- Ma uczulenie na... róże;
- Nie lubi pegazów;
- Uwielbia noc.
UMIEJĘTNOŚCI: Nasza bohaterka ma umiejętność rzucania krótkotrwałych klątw oraz bardzo szybkiego latania. Potrafi robić różne salta i tym podobne sztuczki.
MOCE:
- Potrafi tworzyć gwiazdy na niebie w nocy;
- Umie zmieniać kolor swoich oczu na niebieski;
- Umie rzucać klątwy, ale tylko wtedy, kiedy ktoś ją bardzo zdenerwuje. Nie trwają one długo. Zwykle godzinę, nie więcej. Jedną z jej klątw jest zamienianie kogoś w szczeniaka lub w inne zwierzę;
- Kiedy jest jej smutno, robi się niewidzialna.
OPIEKUN: Oswoiła ją Shiva.

Od Shivy - Odnalezienie towarzysza

Obudziłam się dziś wyjątkowo późno, niemalże w południe. Była ciepła pogoda, i zapowiadało się na upał, który nie wszystkie wilki lubią. Ja tak po trochu lubię. Może dlatego, że wolę już taką pogodę niż zimę i mróz? Tak, zapewne dlatego. Postanowiłam jeszcze wybrać się nad rzeczkę, aby napić się wody i chwilę pospacerować, żeby nie dać się zapowiadanemu koszmarnemu upałowi. Kiedy wyszłam, rzeczywiście już zbierało się na upał. Nie zawsze wierzyłam tym, którzy sugerowali nam pogodę. Dlaczego nie zawsze? Dlatego, że nie zawsze mają rację. Kiedy wreszcie dotarłam nad Potok, napiłam się wody. Byłam bardzo spragniona. Kiedy się napiłam, usłyszałam głośne piski jakiegoś ptaka... Tylko jakiego? Rzadko słyszałam "piski" takich ptaków, więc postanowiłam odszukać wzrokiem to zwierzę. Po chwili ujrzałam piękną sokolicę. Została złapana w pułapkę, zapewne zastawioną przez Elfów-myśliwych. Była ona rzadkim ptakiem na tych terenach, więc chciałam ją uwolnić.
Może zostanie moim towarzyszem? - pomyślałam. Kiedy sokolica mnie zobaczyła, wystraszyła się mnie.
- Nie bój się mnie... nic ci nie zrobię, chcę ci tylko pomóc... - mówiłam spokojnym i cichym głosem. Chciałam ją chociaż trochę uspokoić.
Po kilku minutach wysiłku udało mi się uwolnić biedną sokolicę z mocno splecionej Elfiej liny. - Jesteś wolna! - uśmiechnęłam się i niestety samica skorzystała z okazji i jak najszybciej ode mnie odleciała. Trochę mi się zrobiło przykro, ale cóż... mówi się trudno.
~*~
Kiedy nadeszła noc, wybrałam się na drugi spacer. Nie było już na szczęście upału, z czego skorzystałam. Kiedy sobie tak spacerowałam, zobaczyłam szybko przelatującego ptaka. Pomyślałam, że pobiegnę za tym zwierzęciem.
Może mnie gdzieś doprowadzi? - pomyślałam. Nagle ptak się zatrzymał, a ja zrobiłam to samo. Spojrzałam na księżyc, a tam zobaczyłam tą samą sokolicę... Może chciała mi się jakoś odwdzięczyć?
- Czy zostaniesz moją towarzyszką? - zapytałam, a ptak podleciał do mnie i usiadł na moim grzbiecie. To chyba oznaczało "tak". - Nazwę Cię Luna... - szepnęłam, a Luna otarła się o moją ciepłą sierść.

ZALICZONE!

Od Nikki CD. Hikariego

- Jestem za - wyszczerzyłam się w uśmiechu, wiedząc, że szukanie kogoś, kto mógłby przybliżyć nam tutwjszą watahę, to rzeczywiście najlepszy z możliwych pomysłów.
Basior skierował się na północ, z zamiarem ruszenia w drogę.
- Ale tak właściwie, to jedzenie i picie problemem nie będzie - uśmiechnęłam się tajemniczo, po czym wzbiłam się jakiś metr nad ziemię, chwyciłam basiora pod łapy i podleciałam wyżej do góry. - Uhh... ciężki jesteś - stwierdziłam ze śmiechem.
- No wiesz - obruszył się Hikari, po czym roześmiał się, a ja uczyniłam to samo, starając się mimo wszystko nie stracić równowagi w powietrzu, bo wiedziałam, że będzie to dla nas zgubne.
- Dobra, to w którą stronę? - spytałam, rozglądając się dookoła, a potem zerkając w dół, na samca, który wyciągnął łapę w północnym kierunku; tam, gdzie zamierzał wcześniej rozpocząć poszukiwania. - Tylko trzymaj się mocno! - roześmiałam się, po czym wysilając skrzydła, ruszyłam we wskazaną przez basiora stronę.

Hikari? Mówiłam już, że fala beznadziejności to ostatnio normalka? xd

Murray - Towarzysz Nikki!

https://d-nm.ppstatic.pl/k/r/60/8d/4b40970b871b9_o.jpg?1420066800
IMIĘ: Ślicznie i ładnie brzmiące imię, Murray. Nie wiadomo, co znaczy, ale Nikki bardzo się spodobało. Czasami nazywa go Murr, ale to tylko zwykłe, klasyczne zdrobnienie.
GATUNEK: Cougar, czy też - jak kto woli - (nie)zwykła puma.
PŁEĆ: Ha! Stuprocentowy samiec, wolisz nie sprawdzać.
WIEK: Murray to dumne, pięcioletnie zwierzę o zachowaniu sporo starszego od siebie.
CHARAKTER: Ten Cougar to może nie uosobienie posłuszeństwa, bo słucha się tylko i wyłącznie swojej opiekunki, Nikki, jednak na pewno jest to samiec dumny i nieco wredny, ale też nie do przesady. Przedstawia właściwie drugą postać Nikki, jego charakter cechuje się niemalże takimi samymi przeciwieństwami, jak i charakter jego właścicielki, opiekunki. Jest jednak - w przeciwieństwie do Vanille - dosyć milczący, właściwie nie da się z nim porozmawiać. Genialny z niego słuchacz i łowca, mądry i inteligentny kotowaty, który może i lubi ryzyko, ale nigdy z nim nie przesadza.
APARYCJA: Murray ma złoty kolor sierści z nieco ciemniejszymi, miejscami nawet niemalże czarnymi wstawkami na pysku i łapach. Uszy z zewnątrz ma czarne, w środku zaś - zupełnie białe. Ślepia mają nietypowy, brudnozłoty odcień, nos jest typowo brzoskwiniowy - jak to u kotów bywa. Biały brzuch i długi, złotawy ogon to jego standardowe cechy rozpoznawcze. Poza tym ma masywne, dosyć krótkie łapy, typowe dla jego gatunku.
HISTORIA: Ten dosyć rzadko spotykany osobnik z gatunku kotowatych swój żywot rozpoczął od narodzin w dzikiej dżungli na drugim końcu Argii. Jego rodzina została napadnięta i zabita przez inne drapieżniki, jedynie Murray przeżył, bo akurat nie było go w miejscu, w którym cała rodzina miała swoje schronienie. Widząc pobojowisko pozostałe po walce, Murr załamał się i ruszył w drogę, by już nigdy nie powrócić do dżungli. Tak dostał się na tereny Watahy Milczącego Przeznaczenia, gdzie - czując roztaczającą się wokół aurę bezpieczeństwa - zatrzymał się na dłużej. Podczas pobytu nad potokiem spotkał Nikki, która - podobnie jak on - łowiła właśnie ryby, starając się pochwycić jedno z tych łuskowatych zwierząt zębami. Murray nauczył ją zdobywać ryby w Potoku i tym samym wadera zaskarbiła sobie zaufanie tegoż cougara.
CIEKAWOSTKI:
- Żywiołem tego kotowatego jest Ogień;
- Nikki nie przywołuje go po imieniu, tylko słowami run ezincane”;
- Murray żywi się tylko sarnami, względnie rybami, które uda mu się złowić w Potoku.
UMIEJĘTNOŚCI: Murr jest wyjątkowo szybkim i sprawnym biegaczem, który właściwie wcale się nie męczy. Ma niesamowitą siłę wybicia, więc skacze na ogromne wysokości. Dodatkowo, jak to koty, potrafi chodzić po drzewach, ale - i tu pewnie wszystkich dopadnie zdziwienie - nie ma absolutnie żadnego problemu ze schodzeniem z nich.
MOCE: 
- Potrafi wytworzyć wokół danej osoby krąg ognia, dzięki któremu nikt się do niej nie dostanie, ale i ona sama nie wyjdzie spośród płomieni;
- Może sprawić, że ogień zaatakuje tylko jedną osobę lub ich grupę, ale nie zrobi krzywdy reszcie ani otoczeniu naturalnemu.
OPIEKUN: Jedyną osobą na świecie, której zaufał, jest Nikki.

Od Nikki - Odnalezienie towarzysza

Dzień był dosyć upalny, jak na wiosnę. Wyraźny znak, że lato zbliża się wielkimi krokami w stronę terytorium, na którym akurat przebywam. Z zamiarem ochłodzenia się nieco i może zdobycia w miarę porządnego śniadania, skierowałam swoje długie kroki w stronę szumiącego nieopodal mojego miejsca pobytu Potoku. Wspaniałe miejsce, odwiedzałam je już od jakiegoś czasu, jednak łowienie w nim ryb wciąż nie szło mi tak, jak bym chciała.
Zgodnie z moimi planami, dotarłam w końcu nad płynącą w dół strugę wody, pieniącą się na skałach wystających z jej dna. Pstrągi skakały wytrwale w górę Potoku. Przeskoczyłam nad strugą z rozwartymi szczękami, mając nadzieję na złapanie jednej z ryb, ale chociaż musnęłam oślizgłe ciało zębami, wymknęło mi się z pyska, który to zamknął się boleśnie z głośnym kłapnięciem kłów.
- Niech to szlag - warknęłam, potrząsając łbem i odwracając się ku wodzie przepływającej między skałami. Już chyba gorzej być nie mogło. Przysiadłam na tylnych łapach, schyliłam łeb ku powierzchni wody i wyciągnęłam łapę przed siebie. Gdy jakaś mniejsza rybka, może płotka, podpłynęła nieostrożnie bliżej brzegu, trzepnęłam ją pazurami, jednak ona umknęła od nich. Zaklęłam siarczyście pod nosem i zrezygnowana cofnęłam się o krok, wbijając głodny wzrok w ziemię. Z gleby właśnie wychynęła dżdżownica. Fuj. No przecież nie będę jadła robaków!
Nagle po drugiej stronie Potoku usłyszałam plusk, chwilę później dziki, koci warkot i zadowolone mruczenie, przeplatające się z dźwiękiem towarzyszącym rozpruwaniu ryby. Uniosłam łeb i zauważyłam kota, cougara, pumę konkretniej, który z upodobaniem pałaszował ogromnego, czerwonego pstrąga. Zapewne czując na sobie mój wzrok, kotowaty podniósł na mnie swoje wielkie, brudno złote oczy i oblizał biały pyszczek. Zostawiając swoją zdobycz, zwierzę przeskoczyło na moją stronę Potoku i podeszło do mnie bliżej. Chyba nie miało złych zamiarów, ale mimowolnie cofnęłam się. Puma zamarła w bezruchu, patrząc na mnie pytająco.
- Jak ty to robisz? - spytałam oniemiała, patrząc jak ogonem zwierzę łapie skaczącego pstrąga i ściąga go na ziemię, po czym rozpruwa pazurami. Na te słowa cougar chyba spróbował się do mnie uśmiechnąć, po czym zamarł w określonej pozycji nad wodą i nie drgnął, dopóki ja nie zrobiłam tego samego. Wtedy kotowaty poczekał cierpliwie, aż jakaś rybka podpłynie tuż pod brzeg, po czym wysunął pazury i trzepnął ją z niemalże prędkością światła. Poczekałam, aż i do mnie podpłynie takie oślizgłe, łuskowate zwierzątko, po czym powtórzyłam ze szczegółami ruchy pumy i z zachwytem patrzyłam to na kota, to na rybę tkwiącą na moich długich pazurach. Nie miałam pojęcia, jakim cudem udało mi się to zrobić, ale jednak się udało! Kotowaty mrucząc wtulił się w mój bok.
- Murray - stwierdziłam wesoło. Samiec cofnął się kilka metrów, przysiadł na tylnych łapach i zamruczał z uznaniem. - Run ezincane!
Na te słowa podszedł do mnie bliżej i ułożył się obok. Uśmiechnęłam się. To będzie mój towarzysz...

ZALICZONE!

piątek, 26 maja 2017

Od Shivy CD. Sherlocka

- Dziękuję... - mruknęłam sarkastycznie i spojrzałam na czarną chmurkę. Nie mogłam już korzystać z swoich mocy bo... był dzień.
- Ciekawa jestem, ile ta chmurka będzie za mną chodzić - westchnęłam. Zrobiło mi się trochę przykro. Chciałam poznać Sherlocka tak bardzo, ale on widocznie nie chciał poznać mnie. Nie lubi towarzystwa innych wilków. W tym jedyny problem. Nie wytrzymałam, a z policzków popłynęło mi kilka łez. Postanowiłam wracać do domu, ponieważ nie chciałam stać tu dłużej. A z resztą, będę miała dużo pracy, bo przez tą chmurkę będę miała mokrą jaskinię.
- Tia... Będziesz mnie śledzić, tak? - spojrzałam na czarny obłok, a ten zaczął jeszcze bardziej mi dokuczać, to jest padać. - Tak, tak, rozumiem - szepnęłam i ruszyłam w stronę domu.
~*~
Moja jaskinia znajdowała się wysoko w górach. Niestety - w czasie powrotu wszystkie wilki się ze mnie śmiały, aż nie zniosłam tego i zamieniłam się w swój cień, aby uciec od towarzystwa. Było mi trochę przykro, ale trudno. Może poznam kogoś lepszego? Może znajdzie się ktoś, kogo polubię...
Gdy tak powoli szłam w stronę jamy, zauważyłam wilka biegnącego w moją stronę. Zupełnie nie spodziewałam się rozpoznać w nim...
- Sherlock? - spojrzałam niezbyt chętnie w jego stronę. Byłam pewna, że chce mi jeszcze bardziej dokuczyć. - Wiesz... przepraszam za to, że cię tak śledziłam, że się bawiłam w szpiega. Nie powinnam. Z resztą, nie lubisz towarzystwa, nie wiedziałam o tym. Jeśli masz mnie dosyć, mogę dać ci spokój... - odwróciłam wzrok w stronę mojej jaskini.

Sherlock? Ciekawe, co będzie dalej... ^^

czwartek, 25 maja 2017

Od Sherlocka (do April)

Biegłem. Czułem za sobą pogoń. Słyszałem ją i widziałem kątem oka, gdy co chwila zmieniałem kierunek biegu. Biała wadera pędziła za mną niczym wiatr, a ja mimo wszystko nie potrafiłem jej zgubić. Może gdybym wcześniej opuścił te tereny, do niczego by nie doszło. Jednak najpierw spotkałem tą upierdliwą waderkę, Shivę, a potem tego dosyć nietypowego basiora, Sigmestio. Te dwa spotkania opóźniły moje przejście przez terytorium obcej watahy i doprowadziły do obecnej sytuacji. Ktoś z wyższej hierarchii w końcu mnie zauważył i postanowił złapać. Zapewne wilczyca Beta albo - co gorsza - nawet Alfa.
- Stój! - krzyknęła za mną. Usłyszałem przyspieszone tempo jej kroków, przy czym moje nagle zwolniły. Rzuciłem się na ziemię, płaszcząc się na niej jak tylko mogłem. Skacząca, biała wadera przeleciała nade mną i odciąła mi - o zgrozo - jedyną drogę ucieczki. - Kim jesteś i czego tu szukasz?!
- Moje imię i zamiary nie są ci do niczego potrzebne, właśnie wynoszę się z tego miejsca - fuknąłem, zniżając łeb bliżej ziemi i warcząc gardłowo.
- Alfa tej watahy jest moim bliskim przyjacielem - stwierdziła, starając się sprawić wrażenie groźniej. - Nie zrobi ci krzywdy, jeżeli go o to poproszę, ale muszę znać twoje imię i zamiary, przed których ujawnieniem tak bardzo się bronisz.
- Jestem Sherlock i włóczę się po świecie od dłuższego czasu - powiedziałem niechętnie. Jeżeli to miało zapewnić mi bezpieczeństwo, niech tak będzie. Im mniejsze liczbie watah się narażę, tym większe będą moje szanse na spokojne życie z daleka od wrogów.
- A nie kusiło cię nigdy, by znaleźć stały dom...? - spytała nagle.
- Proponujesz mi dołączenie do waszej watahy? - upewniłem się. Znaczy się, ja wiedziałem, że mi proponuje, ale nie chciałem sprawiać wrażenia przemądrzałego, przynajmniej nie teraz.
- Powiedzmy - to zabrzmiało jak potwierdzenie, czyli miałem rację, nie żebym się chwalił.
- Być może - powiedziałem wymijająco. Propozycja była kusząca, bo mógłbym lepiej poznać tutejsze wilki, może nawet ktoś wreszcie by mnie zrozumiał, ale mimo wszystko... nie wiem, czy życie „pod kluczem” jest aby na pewno najlepszym wyjściem.

April? Zapraszam, zapraszam, odpisz mi :D
+5 pkt. (339 słów)

Od Nikki CD. Hikariego

- Miałam nadzieję, że od ciebie czegoś się dowiem - stwierdziłam, marszcząc brwi i odrzucając łeb do tyłu. Wbiłam wzrok w niebo, na którym białe obłoki o postrzępionych delikatnie brzegach przesuwały się wolno na zachód, razem ze złotą kulą dziennego światła, czyli - jak już wspomniałam - słońcem.
- Niestety, nie wiem nic o tutejszych wilkach - powiedział basior, spuszczając łeb.
- A poszedłbyś ze mną poszukać kogoś, kto udzieliłby nam informacji o tutejszym stadzie...? - wlepiłam w wilka błagalne spojrzenie wielkich, fioletowych oczu.
- No... - zaczął, powoli ulegając mojemu słodkiemu wzrokowi. - No dobrze.
- Tak! - wykrzyknęłam entuzjastycznie. Zanim się zorientowałam, byłam już kilka metrów nad ziemią, unosząc się na swoich pierzastych skrzydłach. Opanowałam się jednak i opadłam swobodnie na ziemię, składając ten dodatkowy organ, pasujący w zasadzie do ptaka, ale na pewno nie do wilka.
- Czy ty... - z delikatnym i rozbawionym uśmiechem obserwowałam szok na pysku wilka.
- Hm? - doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. Szczerze mówiąc, ostatnio starałam się wystrzymywać z używaniem skrzydeł, ale - jak widać - niezbyt dobrze mi to wychodziło. Wpatrywałam się z oczekiwaniem w wilka, licząc na to, że nie zmieni zdania w kwestii szukania kogoś, kto udzieliłby nam kilku informacji tylko z powodu moich skrzydeł.

Hikari? Nie martw się, kolejna fala beznadziejnych opowiadań nadciąga xd

Od Nikki (do Hikariego)

Wszędzie czuć było inne wilki. Całkiem sporą watahę, która uwielbiała najwyraźniej chodzić na dłuższe spacery. Kilka basiorów, jednak zdecydowaną przewagą cieszyły się tu wadery. Fajnie, może będę następna!
Swoją drogą, nawet nie przypuszczałam, że tu trafię. Zwykła krajoznawcza wycieczka z miejsca na miejsce i nagle znalazłam zamieszkane przez inne wilki miejsce, które mogło się stać moim tymczasowym schronieniem, a może nawet domem.
Lekkimi krokami, pogrążona w nietypowych rozmyślaniach, przemierzałam las w stronę zachodu, a wraz ze mną wędrówkę w tę stronę wybrało słońce, ogromna, złota kula światła, które padało na moje białe futro i ogrzewało je na tyle dobrze, żebym czuła się ciepło i tym samym bezpiecznie.
Nagle zobaczyłam leżącego pod drzewem wilka. Żywego, jego grzbiet unosił się przy każdym powolnym oddechu. Czarny basior o lekko fioletowych łapach i końcówce puszystego ogona. Podeszłam do niego po cichu i trąciłam go nosem w kark. Mruknął coś przez sen, ale nawet nie otworzył oczu. Postanowiłam obudzić go i dowiedzieć się co nieco o tutejszej watasze. Może i on trzyma się z nimi?
Złapałam napotkanego osobnika zębami za ucho i pociągnęłam w górę. Samiec poderwał się gwałtownie, wyrywając ucho z mojego uścisku.
- Auć! Co ty wyprawiasz?! - krzyknął na mnie.
- Chciałam się dowiedzieć, czy nie należysz przypadkiem do tutejszej watahy - mruknęłam, nieco zbita z tropu reakcją basiora. Popatrzyłam spode łba w jego ciemne oczy. - Nikki jestem - przedstawiłam się wesoło.

Hikari? No nie powiem... nawet mi to wyszło ^-^

niedziela, 21 maja 2017

Od Combo CD. Na'itamery

- Wracając, to tu jest jakaś wataha? - spytała. Muszę przyznać, że była lekko... dziwna, ale też po swojemu całkiem słodka. Niezbyt rozumiałem jej stratę, ale postanowiłem jej tego zbytnio nie okazywać i jak najszybciej zmienić temat.
- Nie wyczułaś? - odparłem zdziwiony. - Znaczy się, oboje jesteśmy spoza niej, prawda?
- No... zdaje się, że tak - przyznała mi rację. Uwielbiam mieć rację.
- Uff... czyli nie mamy się na razie kogo ani czego obawiać - stwierdziłem z szerokim uśmiechem. Poczułem, że za moimi plecami smugi światła układają się w piękne wzory, jednak nie do końca wiedziałem, jakie. W każdym razie, widziałem, że Na'ita... że Nova patrzy na mnie z niejakim uznaniem, a może i przejawami zachwytu. Ha, czyli mi się udało!
- To... ja? - spojrzała na mnie, przechylając łeb nieco na lewo. W odpowiedzi zamrugałem oczami i obejrzałem się. Rzeczywiście, kolorowe smugi światła stworzyły piękny obraz wadery o sierści w kolorach ognia z czerwoną gwiazdą na czole.
- Emmm... no chyba tak - odparłem zakłopotany. W tej chwili zupełnie przestałem panować nad smugami, które zmieniły się w coś w rodzaju kolorowych świetlików i zaczęły krążyć szybko wokół mnie, jednak zaraz rozpłynęły się w powietrzu, pozostawiając nad nami ledwo widoczną, różnobarwną mgiełkę.
- Ładne - uśmiechnęła się szeroko Nova, a ja odwzajemniłem gest, dumny z siebie.
- To co teraz? - spytałem. Niby powinienem zaproponować znalezienie kogoś z watahy, ale... niezbyt mi się do tego spieszyło. Może inaczej: kompletnie nie miałem na to ochoty! Dużo bardziej wolałem załatwić sobie jakiś spacer po okolicy, chociaż i w tym wypadku ryzykowałem spotkania wilka z tutejszej watahy.

Nova? Nie martw się, to też jest totalnie oklepane ;-;
+5 p. (266 słów)

Od Inversio CD. April

- Wyglądasz, jakby coś było nie w porządku - stwierdziłem z niejaką troską, unosząc do góry jedną brew. Czułem, że na mój pysk powoli napływa rumieniec, na całe szczęście pod grubą warstwą futra nie było tego widać.
- Wszysto dobrze - odparła na to z westchnięciem i podniosła się z ziemi. Milczała, napełniając mnie kolejnymi falami totalnej niepewności. Czułem się nieswojo, byłem zagubiony, nie potrafiłem odnaleźć się w tej dosyć krępującej sytuacji.
- Masz na coś ochotę? - zapytałem. W odpowiedzi wadera spojrzała na mnie ze zdziwieniem, przekrzywiając lekko łeb, jakby nie wiedziała, o co mi chodzi. - No wiesz, może jakieś polowanie albo... coś w ten deseń?
- A, czemu nie - odparła z delikatnym uśmiechem. Co z tego, że był już właściwie środek nocy, na polowanie przecież zawsze jest czas...
Ruszyliśmy przetartym szlakiem w stronę Potoku, nie zważając na nieprzeniknione ciemności, chłód nocy i przejmującą ciszę wokół nas.

April? Już zupełnie nic mi się nie chce ;-;

Od Na'itamery CD. Combo

Ciągle szeroko się uśmiechając, powtórzyłam gest czarnego wilka, po czym, lekko przekrzywiając głowę, odparłam pogodnie:
- Na’itamera, Na’ita, tudzież Nova – wyrecytowałam. – W sumie, najbardziej lubię właśnie Nova – dodałam po krótkiej chwili zastanowienia.
- Miło poznać – uśmiechnął się życzliwie. Wstał powoli i przeciągnął się, ziewając szeroko, po czym zapytał: - Należysz do tutejszej watahy?
- To tu jest jakaś wataha? – zapytałam przechylając głowę na bok; wciąż nie podniosłam mego szlachetnego siedziska i jakoś nieszczególnie mi się do tego spieszyło.
Combo popatrzył na mnie z niedowierzaniem, a niemal w tej samej chwili pojawił się za nim Candra, mój ojciec. Znaczy, twierdził, że nie jest moim ojcem, ale mnie nie oszuka. Mieliśmy identyczny wzór łat na sierści i moce też takie same, więc rodzinka jak nic. Candra popatrzył na mnie z politowaniem godnym… no, sama nie wiem czego, ale politowanie to było olbrzymie.
- No co? Nie patrz tak na mnie, nie mam obowiązku ogarniać, na czyim terenie jestem, nie? – fuknęłam do byłego Novy.
- Czy ty kiedyś zmądrzejesz? – zapytał Can, i chociaż pytanie to było retoryczne, to na nie odpowiedziałam:
- Nie mów mi, jak mam żyć – po głębszym zastanowieniu, tekst ten był kompletnie bez sensu.
- Ale przecież ja nic nie powiedziałem… - wydukał nieco zaskoczony Combo.
- Och, to nie do ciebie – pokręciłam głową, po czym kufą wskazałam na tatusia.
Czarny basior z krzyżem zawieszonym na szyi obejrzał się za siebie, a potem posłał mi pytające spojrzenie. Wywróciłam tylko oczami i machnęłam ogonem w geście „E tam, nie ważne, po prostu mnie ignoruj w takich sytuacjach”.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy. Odwróciłam wzrok i machnęłam nerwowo ogonem. Wiedziałam, że Nova, Candra, że jego tak naprawdę tu nie ma, już go nie ma. Mimo tego wciąż się pojawiał, wciąż rozmawialiśmy. Nie mówię, że to źle, bo czasem naprawdę potrzebowałam nim pomówić, ale… Każda taka rozmowa na nowo otwierała starą ranę.
- Mój… Niedawno zginął mój ojciec, i… Czasami się pojawia, rozmawiam z nim i… I w sumie nie wiem, dlaczego ci to mówię – zaśmiałam się nerwowo, po czym posłałam mu przepraszający uśmiech.

Combuś? Zróbmy sobie troszkę depresji na początek, potem będzie balanga, a co!... Jakie to jest słabe ;-;
+10 p. (350 słów)

Od Shivy (do Sigmy)

Postanowiłam dziś wybrać się na spacer na łąkę. Relacje z Sherlockiem nie układały mi się za dobrze. Słyszałam nawet, że chce się usunąć z terenów watahy. W ogóle, czy on do niej należał? Cóż, to jego sprawa - nie powinnam się wtrącać.
Dookoła mnie było zielono, wiatr delikatnie powiewał liście drzew, ptaki śpiewały swe wiosenne piosnki... Można było spokojnie powiedzieć, że nie ma zimy - zgodnie z prawdą, bo jest wiosna. Jedna z moich ulubionych pór roku, ale zdecydowanie wolę lato, ponieważ wtedy można prawie zawsze liczyć, że nie będzie takiego zimna...
- O, rzeka! - krzyknęłam uśmiechnięta. Tuż za rzeką była łąka. Pomyślałam, że przepłynę przez rzeczkę, a przy okazji napiję się krystalicznie czystej wody. Po kilku minutach byłam już z powrotem na lądzie. Otaczało mnie piękno przyrody, czyli różnokolorowe kwiaty, delikatna zieleń, pączki kwiatów, wiosenne liście... To wszystko było takie wspaniałe!
- Jak tu pięknie... - szepnęłam zadowolona. Postanowiłam chwilkę pospacerować po łące, a potem jeszcze wybrać się do lasu. Nie chciałam zmarnować tak pięknej pogody, jak ta dzisiejsza. Gdy tak sobie chodziłam, ujrzałam z daleka młodego samca.
- Może się z nim zaprzyjaźnię? - szepnęłam do siebie, po czym podbiegłam do basiora. - Cześć, jestem Shiva! Jak masz na imię? - uśmiechnęłam się do niego.

Sigma?

czwartek, 18 maja 2017

Witamy w watasze - Nikki!

http://watahamagicznegooka.blog.pl/files/2014/10/wilk4576aj_1_.jpg
MOTTO: Zu­pełna pus­tka w głowie spo­wodo­wana może być tyl­ko za­kocha­niem lub wa­riac­twem, a to właści­wie znaczy to sa­mo...
IMIĘ: Dumne, nietypowe, krótkie i chwytliwe: Nikki. Wiele wilków uważa, że imię to zupełnie nie pasuje do wilka, a tym bardziej do tak pięknej wadery, ale ona jest innego zdania.
PRZYDOMEK: Jeżeli już musisz mówić do niej jakoś inaczej niż Nikki, nazwij ją Nicky albo Vanille. Wstrzymaj się od innych ksywek, chyba, że naprawdę nie zależy ci na własnym życiu.
PŁEĆ: Chyba oczywiste, że wadera?! Znaczy się, wolisz nie wyrażać otwarcie swoich wątpliwości, których i tak przecież nie masz, prawda...?
WIEK: Nikki to młoda i porywcza duszyczka, ma zaledwie pięć lat, co absolutnie nie stanowi dla niej jakiegokolwiek ograniczenia.
RANGA: Sigma, na nic innego jej przecież nie przyjmą. Poza tym, nie jest zbyt ambitna, jeżeli chodzi o awansowanie.
STANOWISKO: Morderca. Czy dobrze się z tym czuje, trudno powiedzieć, to zależy od punktu widzenia. Teoretycznie jest w tym genialna, ale praktycznie, wolałaby robić milion inncyh rzeczy, choć do większości nie ma predyspozycji.
CHARAKTER: Ta wadera to oryginalność w czystej, materialnej postaci. Jest porywcza i nieprzewidywalna, nigdy się nie poddaje i ma niesamowicie rozwinięty dar przekonywania, nikt się jej nie oprze. A jeżeli nawet będzie próbował, Nikki i tak dopnie swego. Nic jej nie zatrzyma, wytrwale dąży do celu, choćby i najbardziej okrężną drogą. Świetnie dogaduje się z innymi plemionami, zarówno tymi inteligentnymi, jak i zwykłymi.
Vanille zbiera w sobie miliony przeciwności, można ją określić jako tolerancyjną, ale także bardzo łatwo temu stwierdzeniu zaprzeczyć. Może być miłą, słodką samicą, a za chwilę odezwie się w niej wojowniczy duch i stanie przed tobą z obnażonymi kłami. Obojętna na świat, a jednocześnie tak zależna od niego. Przewidująca, ale także totalna ryzykantka, która albo szybko myśli, albo nie robi tego wcale. Potrafi cię omamić, zachwycić albo odrzucić, przy czym to ostatnie tyczy się wielu spraw. Z reguły samodzielna, ale doskonale potrafi wyczuć, kiedy potrzebna jej pomoc. Na dodatek niepoprawna optymistka, lubi się śmiać, może pokazać, że jej na czymś zależy, ale też nieskończenie długo dławić to w sobie.
Jednego jednak nie można jej odmówić, i tą cechą jest to, że nigdy, przenigdy nie zapomina. Odegra się na dosłownie każdym, kto jej kiedyś zawinił, zabije lub poturbuje, ale nigdy nie odpuści złych czynów popełnionych wobec niej. Znajdzie cię choćby na końcu świata i za wszelką cenę dopadnie, wyciągnie wszystkie potrzebne informacje i dopiero wtedy zastanowi się, co z tobą zrobić. Tak więc ma dwie strony swojego dzikiego i nieobliczalnego charakterku, jedna jest miła, przekonująca i powalająca urokiem, druga zaś: mordercza, porywcza i pamiętliwa.
GŁOS: Madonna
APARYCJA: Oczy Vanille w zależności od oświetlenia mają dwa różne kolory: gdy jest ciemno, mienią się wieloma odcieniami fioletu, jednak w dzień są koloru ciepłego brązu. Wadera ta jest cała biała, bez żadnych ustępstw. No... pomijając wnętrze uszu, które ma odcień jasnego fioletu. Nikki ma także długą grzywkę, zawsze zaczesaną na prawe oko, ale nie do tego stopnia, żeby je zasłaniało. Jeżeli już się tak dzieje, samica odruchowo ją poprawia.
Dalej - Vanille jest jednym z tych niewielu wilków, które mają skrzydła. Dwoje pierzastych, potężnych, olśniewająco białych skrzydeł to jej znak rozpoznawczy; coś, po czym poznasz ją z daleka, bo wygląda jak anioł. Nie ma jakoś specjalnie długich łap, ale nie są też znowu aż takie krótkie. Nikki jednak posiada bardzo puszyste futro, szczególnie na piersi, karku i podbrzuszu, oraz długi, równie puszysty ogon standardowej długości.
HOBBY: Nikki kocha prędkość. Gdy biega, można by stwierdzić, że jest w swoim żywiole, choć tak naprawdę jest to Powietrze. Poza tym, ta wadera uwielbia jakieś towarzyskie spotkania w typie imprez.
HISTORIA: Ta wadera nie ma jakiejś specjalnie ciężkiej przeszłości. W młodości żyła jak każdy inny normalny wilk, choć jej jedyną rodziną była schorowana matka. Gdy miała dwa lata, wybuchła wojna, a Vanille została schwytana przez Elfy Nocy i przetrzymywana w czymś na kształt lochów. Spędziła w takim więzieniu nieco ponad rok, po czym udało jej się dziwnym trafem zbiec. W wyniku długiej, bezsensownej i bezcelowej tułaczki po Argii, natrafiła w końcu na Watahę Milczącego Przeznaczenia, gdzie postanowiła zostać na resztę swojego nietypowego żywota.
RODZINA: Vanille zupełnie nie pamięta ojca, matka prawdopodobnie jeszcze żyje, ale i o niej wadera od dawna nic nie słyszała. Rodzeństwa w życiu nie miała, jedynaczka, ale też ani razu nie czuła się poszkodowana z tego powodu.
SYMPATIA: Motto, z którym Nicky idzie przez życie, samo w sobie odpowiada na ten punkt: zakochanie i wariactwo to właściwie jedno i to samo, ale w zasadzie nie miała by nic przeciwko posiadaniu partnera.
KONTO: 105 punktów
CIEKAWOSTKI:
- Nikki potrafi latać i jest z tego powodu bardzo dumna;
- Jej puszyste futro nie grzeje jej od tak, ogrzewa waderę tylko wtedy, gdy ona sama tego chce;
- Towarzyszem Nikki jest Murray.
UMIEJĘTNOŚCI: Nikki uwielbia latanie i w tym właśnie przoduje, chociaż genialnie posługuje się także własnym żywiołem. Jej minusem jest wytrzymałość; ta samica bardzo szybko się męczy, ale wyjątkowo szybko biega.
ŻYWIOŁ: Powietrze
MOCE:
- Umie przyspieszać swój lot, pomagając sobie wiatrem;
- Potrafi zmieniać kierunek wiatru a nawet go zatrzymać;
- Przy większym zużyciu sił może także unosić do góry inne wilki. 
STATYSTYKI:
Siła: 20|Szybkość: 20|Zwinność: 20|Wytrzymałość: 10|Moc: 20|Skoczność: 10|Ukrycie: 10
KONTAKT: Ayavo [H]

Od Combo (do Na'Itamery)

Nie wiedziałem, co to są za tereny, ale niezbyt miałem ochotę dociekać, do kogo one należą. Co prawda to prawda, czułem zapachy innych wilków, gdziekolwiek bym się tu nie skierował, ale niezbyt ciągnęło mnie do rekonesansu. Znaczy się, dobrze by było znaleźć Alfę, no bo jakaś wataha musi tu być, skoro tyle wilczych woni zgromadzonych jest w jednym miejscu...
Właściwie, to co mi szkodzi? - pomyślałem, wzruszając odruchowo barkami. Z moim nieodłącznym, szerokim uśmiechem przyklejonym do pyska ruszyłem tam, gdzie kierowała się większość zapachów. Zapewne było to jakieś centrum, miejsce spotkań, albo po prostu miejsce najchętniej odwiedzane przez tutejsze wilki.
Ziewnąłem potężnie. Niby wstałem dziś nieco później niż zwykle, ale nie pomogło to zregenerować się moim siłom. Szkoda, bo chciałem dziś się trochę zabawić, może udałoby mi się namówić kogoś z tutejszych na imprezę... W każdym razie, senność zmorzyła mnie do tego stopnia, że spuściłem łeb, który nagle zrobił się dziwnie ciężki, wbijając wzrok w ziemię.
To był mój błąd. Nagle trafiłem łbem w coś... twardego? Dziwne, bo przed oczami mignął mi tylko obraz ciemnoróżowych łap, może magenta, które do złudzenia przypominały takie należące do wilka. Ale skąd tu coś twardego...?
- Uważaj jak chodzisz! - krzyknął głos przede mną, ewidentnie należący do samicy.
- Sorry, nie wyspałem się dzisiaj - mruknąłem, podnosząc łeb i przecierając oczy łapą.
Nie wiem skąd to się wzięło, ale zaraz po całym zajściu wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem i - czego jeszcze bardziej się nie spodziewałem - obca mi samica zrobiła to samo. Po chwili spojrzałem na nią, dostrzegając czerwoną gwiazdę na jej czole. Miała futro w żywych kolorach płomieni, długi ogon w takich samych odcieniach, oraz naszyjnik w kolorach różu zawieszony na długiej szyi.
- Combo jestem - przedstawiłem się, przysiadając na tylnych łapach i wyciągając jedną z przednich w stronę wadery.

Na'ita? To będzie piękne xD
+5 p. (292 słowa)

środa, 17 maja 2017

Od Inversio CD. Yumi

Gdy obca samica wreszcie się zgodziła, byłem z siebie dumny. Mogłem sobie spokojnie pogratulować tego wyczynu; zaciągnięcie do naszej watahy tak opornego wilka było nie lada wyzwaniem, ale w końcu się udało. Poza tym, skoro wadera już tu dotarła, raczej musiała dołączyć. Gdyby jednak do nas nie przystała, musiałbym zrobić coś, żeby nie wygadała się o naszym położeniu, gdyż mogłoby to ściągnąć na nas zbyt wiele kłopotów. Dlatego też wyjątkowo zgodziłem się na swobodę ruchów po całym naszym terytorium, nie będzie pilnowana i nachodzona, co miało spowodować, że zostanie w naszym niewielkim kręgu.
- To... zostawić cię tu czy może oprowadzić? - spytałem, nie do końca pewny, co mam robić, z uwagi na argumenty, dzięki którym samica do nas dołączyła.
- Sama się oprowadzę - warknęła na to. Chyba nadal nie była zbytnio do mnie przekonana.
- Mogę jeszcze o coś spytać? - trudno było określić, czy to prośba, pytanie czy raczej powinienem to wypowiedzieć jak stwierdzenie, bo tak czy inaczej bym zapytał.
- Jeżeli tylko potem dasz mi święty spokój - odparła znudzona, opuszczając łeb zaraz nad ziemię. Wyglądała na mocno zirytowaną, ale tak czy inaczej bardzo starałem się nie narzucać.
- Jak brzmi twoje imię? - wreszcie to z siebie wyrzuciłem. Szczerze powiedziawszy, od początku mnie to ciekawiło. Jak ma na imię, nawet nie musiałem dociekać, skąd przybywa, po co i jak tu trafiła. Tylko imię.

Yumi? No dalej, przedstaw mi się xD

Od Inversio CD. April

- April! - zawołałem lekko zniecierpliwionym tonem. Samica zdawała się wyłączyć na chwilę, wpatrzona była we własny ogon.
- Hm? - podniosła na mnie trzeźwiejący wzrok. Chyba po prostu się zamyśliła, ale co tu dużo mówić, mnie też to przecież spotyka, nie mogę mieć jej tego za złe.
- Jakie masz tak właściwie moce? - zapytałem zaciekawiony. - I żywioł?
April wyglądała na mocno zamyśloną, a gdy w końcu otworzyła pysk, z upodobaniem zacząłem wsłuchiwać się w jej słowa. Może to dlatego, że jej głos był przyjemny, melodyjny, a może dlatego, że szczerze zainteresowałem się tym, co do mnie mówiła.
- W zasadzie... - zaczęła niepewnie. - W zasadzie jestem wilkiem powietrza. Potrafię stworzyć tornado, które niszczy tylko to, co nakażę mu zniszczyć. Poza tym jestem w stanie latać, na delikatnych skrzydłach i bardzo mnie to męczy, ale przynajmniej przyspiesza poruszanie się od punktu do punktu. No i oczywiście te plamy na sierści - spojrzała wymownie na swój ogon, na którym gwiazdy przesuwały się nieznacznie w niemalże wszystkich kierunkach. - A... ty?
Zamilkłem na chwilę, zagubiony nieznacznie pytaniem, które padło ze strony mojej rozmówczyni. Czy powinienem ujawniać jej moje zdolności? Swoją drogą, ona mi zaufała, więc nie powinienem mieć już do niej uprzedzeń. Poza tym, nie wyglądała mi na wroga.
- Nie mam tu dużo do powiedzenia - stwierdziłem wymijająco, ale widząc nalegające spojrzenie April, z westchnięciem kontynuowałem swoją wypowiedź. - Potrafię nastawić czyjś cień przeciwko niemu, to jest urzeczywistnić go, stworzyć z niego odrębną postać, która zaatakuje swojego właściciela, że tak to ujmę. Jeżeli ukryję się w cieniu, nikt nie będzie w stanie mnie zobaczyć, jednak są tego także minusy, bo ta zdolność nie sprawia, że nie można wytropić mnie po zapachu czy zwyczajnie ze słuchu.
- A trzecia moc? - dopytywała wadera, machając w te i z powrotem swoim puszystym ogonem i powodując tym samym ciągłe przemieszczanie się rozrzuconych po nim gwiazdozbiorów.
- Moja trzecia moc polega na tym, że mogę tworzyć opatrunki z cienia. Prowizoryczne lub profesjonalne, zależy od tego, jak bardzo mi się spieszy i na jak wiele skupienia mogę sobie pozwolić - tu urwałem, a mój wzrok powędrował w stronę zaciekawionych i skupionych oczu samicy.

April? Moje właściwie nie wyszło aż tak źle...
+10 p. (359 słów)

Crebain - Towarzysz Inversio!

http://adopcje-magicznych-zwierzatek.blog.onet.pl/wp-content/blogs.dir/530762/files/blog_rc_1178440_2971181_tr_testralek.jpg
IMIĘ: Crebain, nietypowe, oryginalne i ciekawie brzmiące. Inversio czasami mówi na niego Raptor, Crain czy - już rzadziej - Crin bądź Crino.
GATUNEK: Raptoz, czyli takie Bóg wie co. Z tego co wiadomo, Crebain narodził się ze skrzyżowania nietoperza z pegazem. Wiadomo - Raptozy kryją się w leśnych jaskiniach, bo tylko taki klimat im odpowiada.
PŁEĆ: Stuprocentowy samiec, jeżeli jeszcze się nie zorientowałeś.
WIEK: Crain to dziesięcioletnie monstrum o dziwnym wyglądzie i jeszcze dziwniejszych mocach.
CHARAKTER: Crin na pierwszy rzut oka zawsze sprawia wrażenie poważnego, samotnego i aspołeczego pesymisty o twardych zasadach, ale w rzeczywistości to roześmiany i rozbrykany Raptoz z niemożliwym do opanowania poczuciem humoru, zestawem ciętych ripost i pakietem dowcipów na każdą okazję. Potrafi rozbawić dosłownie każdego, ale to tylko ta jego śmieszna strona.
Umie być opiekuńczy, ale przyjaciół dobiera ostrożnie i rozważnie, do każdego na samym początku podchodzi z niejakim dystansem i stara się wyciągnąć od niego jak najwięcej informacji. Świetnie czuje się w większym gronie, nie lubi samotności, ale odwrotne zdanie ma o podejmowaniu ryzyka; to uwielbia, ale też nigdy do przesady. Lubi być w centrum uwagi, jednak swe liczne talenty kryje z boku, ponieważ wiele stworzeń one przerażają.
Raczej go nie przegadasz, chociaż nawet Creabin wie, kiedy należy zachować milczenie. Wybredny, trochę czepialski i - jak wyżej wspomniane - gadatliwy aż do przesady. Kocha księżyc i gwiazdy, a konkretniej ich światło. Jego największym uznaniem cieszy się Krwawy Księżyc, zwiastujący, że tej nocy poleje się krew, chociaż temu Raptozowi daleko do mordercy. Crino jest w ogóle dosyć łagodny, jeśli chodzi o podejście do innych gatunków. Te, których nie lubi najbardziej, to wiewiórki i ptaki. Ptaków szczególnie nienawidzi, ale za to do plemion rozumnych, takich jak wilki czy Elfy, nie ma absolutnie żadnych zastrzeżeń.
Z reguły pokojowo nastawiony do każdej dyskusji i każdego plemienia, ale jeżeli druga strona spróbuje zaatakować Crebaina lub jego rodzinę, budzi się w nim demon, druga strona medalionu. Nieobliczalny, bezlitosny, wściekły, nie do powstrzymania - a tym bardziej pokonania. W takiej sytuacji właściwie nic nie jest w stanie przywrócić go do ładu.
APARYCJA: Crebain to chuda jak kij bestyjka o błoniastych skrzydłach nietoperza i ogonie, którego część pokryta jest łuską a reszta to typowe końskie włosie. Ma cztery długie nogi, czy też - jak kto woli - łapy o dwóch palcach zakończonych szerokimi, iskrzącymi się w ciemnościach pazurami. Jego łeb to już w ogóle nie przypomina niczego konkretnego, coś jakby połączenie smoka z koniem. Uszy ma ukryte pod nietypową błoną, która odpowiednio nastawiona zbiera dźwięki z otoczenia jeszcze lepiej niż wilcze ucho.
Oczy tego osobnika są białe, ale mimo wszystko Crebain widzi doskonale, chociaż sprawia wrażenie ślepego właśnie z powodu koloru swych trójkątnych, wąskich oczu. Nozdrza ma takie jak smok, wychwytujące całe mnóstwo różnych zapachów. Crino ma dosyć krótką, ale gęstą grzywę, ciągnącą się przez całą długość jego chudej szyi. Taka nietypowa postura to tylko złudzenie, bo tenże Raptoz to uosobienie siły, dumy, mięśni i potęgi. Dodatkowo, szerokie łapy zapewniają mu większą stabilność, a tym samym pomagają w nabieraniu nieziemskich prędkości.
Dodać by się przydało, że Crain nie skacze. Jeżeli już koniecznie musi wzbić się wyżej, wykorzystuje do tego celu swoje potężne skrzydła, nad którymi panuje w pełnym stopniu i potrafi dzięki nim wykonać wiele ciekawych manewrów przydatnych w walce i polowaniu. Doskonale posługuje się także swoim żywiołem: Psychiką, bardzo rzadko spotykaną wśród wilków, a jeszcze rzadziej wśród innych gatunków. Ogólnie, Crebain może zdawać się zwierzęciem niepokonanym, a jednak stałe unikanie skakania może być uznane za jego słabość, podobnie jak fakt, że jeżeli podczas gwałtownej konieczości zerwania się do lotu zapomni schować nogi pod brzuch, te mogą się w coś zaplątać i skutecznie uniemożliwić mu płynność ruchów.
HISTORIA: Crebain urodził się na terenach Argii i - zwyczajem Raptozów - został zostawiony przez rodzinę po osiągnięciu dorosłości, czyli w wieku lat czterech. Samiec błąkał się po świecie i żył dalej, nie czując żalu do swych rodziców, bo dobrze wiedział o tradycjach własnego gatunku. Po siedmiu latach tułaczki natrafił w końcu na tereny pachnące wilkami, gdzie postanowił się zatrzymać, w nadziei, że znajdzie wśród nich oparcie. Żył rok na terytorium Watahy Milczącego Przeznaczenia, aż w końcu postanowił ujawnić się wilkom. Jednak stało się to nie do końca tak, jak to sobie zaplanował. Podczas polowania na te wkurzające wiewiórki nieostrożnie przeciął w locie ścieżkę, którą zwykł spacerować Alfa tutejszej watahy, no i niechcący przeleciał mu tuż przed nosem. Po złapaniu wiewiórki wrócił na ścieżkę, gdzie w tym samym miejscu wciąż stał Inversio, i postanowił poznać bliżej tegoż wilka, zostając jego towarzyszem o dumnym imieniu Crebain. Jednak Crino na początku nie zamierzał ujawniać mu zdolności porozumiewania się zwykłym językiem i Inversio nie ma pojęcia, że jego towarzysz umie mówić.
CIEKAWOSTKI:
- Crebain jada... wiewiórki. I ptaki, ale to już rzadziej;
- Potrafi bardzo długo żywić się jedynie roślinami, choć niezbyt mu to odpowiada;
- O ile bez jedzenia może wytrzymać sporo czasu, tak bez wody zginie  w ciągu trzech dni;
- Crino nie skacze, jeżeli musi wzbić się wyżej, to wzlatuje do góry;
- Jego żywiołem jest Psychika, bardzo rzadko spotykana, zarówno wśród wilków, jak i innych zwierząt.
UMIEJĘTNOŚCI: Crebain to świetny biegacz, który jednocześnie doskonale posługuje się skrzydłami i mocami psychicznymi. Dodatkowo ten Raptoz jest dosyć silny, ale zamiast skakać raczej lata; dużo mu z tym wygodniej i nie musi nadwyrężać nóg... łap... kończyn. Tak, kończyn.
MOCE:
- Potrafi czytać w myślach, co... nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem;
- Umie wytworzyć wokół siebie tarczę, która odbija wszelkie moce w stronę atakującego;
- Doskonale posługuje się telekinezą.
OPIEKUN: Jego opiekunem jest Inversio.

Od Inversio - Odnalezienie towarzysza

Leniwie otworzyłem jedno oko, stwierdzając, że dziś pogoda całkiem mi dopisuje. Z nieznacznym uśmiechem podniosłem się z ziemi, a przez mój pysk przebiegł wyraz zadowolenia.
Słońce świeciło pełnią siebie, ogrzewając wilgotną jeszcze od rosy trawę, na której właśnie się przeciągnąłem. Przez błękitne niebo przesuwały się powoli poszarpane, śnieżnobiałe obłoczki o mnóstwie fantazyjnych kształtów. Zdecydowanie nie zapowiadało się na deszcz, a wręcz przeciwnie. Może ten dzień będzie jednym z tych, które zapowiadają szybsze nadejście lata? Wiatr gnał niespiesznie ze wschodu na zachód, wywołując cichy szelest szarganych nim gałęzi drzew. Wyjątkowo przyjemny klimat, jeżeli chodzi o poranny spacer.
Na tenże spacer postanowiłem właśnie ruszyć. Łapa za łapą, niewiele myśląc, wbijając zaspany wzrok w piękno lasu zajmującego całe otoczenie dookoła mnie, wywędrowałem spod drzewa, u którego stóp zwykłem spać, po czym skierowałem leniwe kroki w losowo wybraną stronę. Spacer przebiegał spokojnie, lecz w pewnej chwili nabrałem takiego dziwnego uczucia, że jestem przez kogoś obserwowany.
Nagle drogę przeleciał mi cień z długim ogonem, o dwojgu błoniastych skrzydeł. Wzdrygnąłem się mimowolnie i cofnąłem o krok. Zaraz potem tuż przede mną pojawiło się dziwne, obce mi stworzenie koloru ciemnofioletowego z martwą wiewiórką w pysku. Zamarłem w bezruchu, obserwując stwora. Był to chudy, patykowaty... koń? Znaczy się, ogólnie budową i wyglądem przypominało nienaturalnie chudego konia, sama skóra i kości, jednak było coś, co ową bestyjkę od konia różniło. Po pierwsze: skrzydła. Wielkie, błoniaste, rozłożone na boki, jak u nietoperza. Po drugie: ogon, który był częściowo pokryty łuską. Po trzecie zaś, a także ostatnie, łeb tegoż stworzenia przypominał głowę młodego smoka. Oczy jego były zupełnie białe, zapewne stwór był ślepy, a mimo to miałem wrażenie, że patrzy na mnie mądrym wzrokiem.
Popatrzyłem na stworzenie zszokowany, a w myślach przewinęły mi się opowiastki Tekoro, mojego dawnego opiekuna, Enta. Czyżby stojący przede mną potworek był... Raptozem...? Raptoz jest gatunkiem zagrożonym wyginięciem, podobno zostało tylko kilka osobników, a jeden z nich... jeden z nich zamieszkuje nasze tereny!
Koniopodobny stwór podrzucił do góry trzymaną w pysku rudą wiewiórkę, po czym połknął ją w całości. Poczułem, że szczęka odmawia mi posłuszeństwa i opada w dół. Pysk zwierzęcia wyposażony był w dwa rzędy krótkich, ale i niemal nienaturalnie ostrych zębów. Po chwili Raptoz wypluł na ziemię resztki futra wiewiórki w kolorze żarzącego się ognia, a ja odruchowo cofnąłem się o krok.
Stworzenie podeszło do mnie bliżej, chociaż może trafniejsze byłoby z mojej strony określenie „przykłusowało”. Nie chcąc go płoszyć ani dezorientować, zwyczajnie spojrzałem mu w białe oczy, ale nie ruszyłem się z miejsca, nawet nie drgnąłem.
- Czyli... jednak jesteś Raptozem... - wyszeptałem, a przedstawiciel tego jakże rzadkiego gatunku zniżył ku mnie swój smoczy łeb, po czym z jego gardła wydobył się jakby pomruk zadowolenia, a zaraz po nim... usłyszałem słowa, jakimi ja sam potrafiłem się doskonale posługiwać.
„Ano, jestem” - wyczytałem z uśmiechu, który zagościł na pysku stworzenia, a przynajmniej z czegoś na jego kształt. Nie spodziewałem się, że tak łatwo odczytam jego emocje.
- Nie spodziewałem się, naprawdę... że cię tu spotkam - stwierdziłem zagubiony. Zupełnie nie odnajdywałem się w sytuacji.
„Mnie się nie tłumacz” - wyrażał w tej chwili jego pysk. Raptoz podszedł do mnie od boku i pogładził mnie swym ciemnofioletowym łbem. Czy to miało oznaczać, że... chce mi towarzyszyć?
- Mieć Raptoza za towarzysza byłoby dla mnie zaszczytem - powiedziałem w kierunku stworzenia, które w odpowiedzi znów wydobyło z siebie coś w stylu pomruku zadowolenia. - Czyli tak? - upewniłem się, a moje słowa spotkały się z tym samym gestem ze strony Raptoza.
To najlepsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała!
- Nazwę cię Crebain - szepnąłem, a błony z boków łba Raptoza poruszyły się wyraźnie. Przysiadłem na zadzie i wyciągnąłem łapę w kierunku mojego nowego towarzysza, który przystawił do niej swój dumny łeb. Ja to mam szczęście! Czegoś takiego w życiu bym się nie spodziewał!

ZALICZONE!

Witamy w watasze - Combo!

MOTTO: Żyjmy chwilą, dopóki czas jest po naszej stronie!
IMIĘ: Ten żartobliwy basior nosi imię Combo, które można rozumieć na kilka sposobów, ale najczęściej sam jego posiadacz tłumaczy je jako „Zestawienie”. Właściwie, nie wiadomo dlaczego właśnie tak się zwie, ale na każde tego typu pytanie udziela jednoznacznej odpowiedzi „Tak je zapamiętałem”.
PRZYDOMEK: Colour. Może sam Combo nie jest kolorowy, ale świetnie bawi się otaczając swoją osobę wielobarwnymi światłami i stąd wzięła się ta nietypowa ksywka. Czasami przedstawia się jako Double, ale to już stosunkowo rzadko. Ostatecznie zniesie jeszcze, jeśli nazwiesz go Blacky, ale... nie lubi swojego koloru sierści, więc lepiej nie uwydatniać go, stosując przezwiska kojarzące się z czarnym, ciemnością i tym podobnych w stosunku do niego.
PŁEĆ: Basior, chociaż sam Colour nie zdziwiłby się, gdybyś miał co do tego wątpliwości.
WIEK: Combo to basior o sześciu wiosenkach, chociaż sam sobie ich nie liczy. Uważa się za wilka „wiecznie młodego” i właściwie, to najlepiej tego się trzymajmy...
RANGA: Sigma, a biorąc pod uwagę jego zachowanie, nie ma zbytnich szans na awans, który byłby dla niego szokującym zaskoczeniem.
STANOWISKO: Wojownik. Szczerze powiedziawszy, nie czuje się zobowiązany do wykonywania tego stanowiska, w dodatku zawsze znajdzie jakiś sposób, żeby się wymigać i zniknąć w czeluściach lasu razem z tymi swoimi światełkami.
CHARAKTER: O tym wilku możnaby rozpisywać się wzdłuż i wszerz przez pół strony, chociaż mówiąc w skrócie, jest to lekko walnięty imprezowicz kochający zabawę kolorowymi światłami. Jednak przybliżając wszystkim Combo i jego charakter...
Double to basior, którego osobowość zupełnie nie pasuje do wyglądu. Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie nawet dosyć poważnego, młodego i energicznego wilka, z czego tylko ta ostatnia cecha jest stuprocentową prawdą. Chociaż co niektórzy twierdzą, że Colour jest leniwy, w rzeczywistości basiora rozpierają nieskończone pokłady energii, które zużywa w najmniej przydatny społeczeństwu sposób: na zabawie. Tworzenie kolorowych świateł to jego żywioł, a władanie nimi... o tym możnaby napisać osobny rozdział w jego długiej charakterystyce. Poza tym to wspaniały organizator, potrafi zebrać mnóstwo wilków w jednym miejscu bez większych problemów. Jak twierdzi, „Po prostu wie, na co przyjdą”. Rzeczywiście, na jego towarzyskich imprezach nigdy jeszcze nikogo z zaproszonych nie zabrakło.
Może nie jest dobry w rozśmieszaniu wszystkich do łez, ale zawsze potrafi wywołać choćby cichy chichot za swoimi plecami. Arogancki, dosyć samolubny i genialnie czujący się w większym gronie. Niestety - w niewielkim towarzystwie szybko się w sobie zamyka, staje się milczący i niemalże niewidoczny, w przenośni oczywiście. Dlatego trzyma się w dużych grupach, między przyjaciółmi.
Ach, no tak. Jeżeli o przyjaźń chodzi, to uczucie nie ma dla niego jakiejś specjalnie kolosalnej wartości. O ile zdobywanie „przyjaciół” przychodzi mu z łatwością i tak właściwie, dzieje się to automatycznie, bez żadnego wkładu z jego strony, tak owe wilki nie opuszczają go przez długi czas, nie mając nawet bladego pojęcia o tym, że właściwie nic już dla Combo nie znaczą. Jeżeli tak zwana przyjaźń nie jest stale podtrzymywana, z choćby minimalnym wkładem basiora, to w końcu relacja blaknie w jego umyśle, po czym zostaje zapomniana. Niby wizerunek poznanej osoby zostaje, ale Double nie czuje potrzeby, żeby była ona przy nim.
Ma o sobie samym bardzo wysokie mniemanie. Uważa, że nadawałby się niemal do wszystkiego, co jest w rzeczywistości jednym wielkim przekłamaniem, ale nawet gdy mu to uświadomić, albo chociaż podjąć taką próbę, na niewiele się to zda. Colour nie potrafi żyć samotnie, po prostu MUSI mieć kogoś, kto go doceni, podejmie jego pomysł. A wracając do kwestii nadawanie się tegoż osobnika do czegokolwiek poza imprezami, to nie jest wcale tak, że Combo jest leniwy. Po prostu uważa, że ma lepsze rzeczy do roboty, niż zabijanie wilków z wrogich watah. Do tego sprytny i pomysłowy, daleko mu do chytrusa, ale potrafi szybko i kreatywnie myśleć. Obdarzony został także niesamowitymi zdolnościami przewidywania.
GŁOS: Vanilla Sky
APARYCJA: Combo jest basiorem nie tyle chudym, co nadmiernie szczupłym. Nie ma niedowagi czy czegoś w tym stylu, jego budowa jest taka ze względów czysto genetycznych. Jego ogon jest dosyć puszysty, nieco dłuższy niż przewidziała natura, z dwoma nieregularnymi pręgami w kolorze jasnoszarym przy końcówce. Wilk ten, choć czarny jak smoła, w świetle dnia wygląda, jakby miał sierść brunatną, niby niedźwiedź, w nocy zaś przypomina cień o niebieskich oczach. Jego długie, błękitne pazury lekko zakrzywione na końcach iskrzą się pod wpływem ciemności i odbijają blask słońca. Dolna część pyska i przedni fragment szyi Combo są białe niby śnieg, mocno odcinają się od reszty jego sierści, podobnie jak i przednia prawa łapa, która do połowy ma ten sam odcień, co szyja samca.
Oczy ma błękitne, patrzące na świat spojrzeniem wiecznie wesołym i ciekawym, chociaż z daleka wydają się być chytrze przymrużone; nic bardziej mylnego! Chociaż tego wilka cechuje także spryt, to daleko mu do osobnika chytrego. Podobnego koloru co oczy jest naszyjnik w kształcie krzyża z czarnym, płaskim kołem w miejscu przecięcia obydwu „linii”, które z kolei - jak wyżej wspomniane - mają niemal identyczny odcień, co niebeskie, lśniące ślepia Combo. Krzyż ów zawieszony jest na lekkim, czarnym łańcuchu, a wilk nigdy go nie zdejmuje.
Lewe ucho basiora jest szare w środku, nos za to jego jest czarny jak większość sierści. Pysk zawsze roześmiany, właściwie nigdy się nie zamyka. Łapy długie i chude, chociaż - wbrew pozorom - bardzo silne.
HOBBY: Światło. Combo wykorzystuje swój żywioł, żeby tworzyć piękne kompozycje z pojedynczych kolorowych światełek bądź też ich smug. A poza tym, co chyba powinno znaleźć się jednak na początku tego pola, KOCHA, po prostu KOCHA IMPREZOWAĆ!
HISTORIA: Combo od zawsze wiódł żywot wesoły. Jako młody wilczek był jedynakiem, co bardzo utrudniało mu życie, nie otwierał się bowiem przed rodzicami, którzy się z tego powodu martwili. Miał w swej dawnej watasze wielu przyjaciół, czy też - może lepiej tak to ująć - znajomych. Gdy wybuchła wojna skierowana przeciw wilkom, miał dwa lata, kilkanaście dni wcześniej osiągnął dorosłość. W dniu, w którym wszyscy mieli opuścić te tereny, matka Combo podarowała mu ten krzyż wraz z łańcuchem, prosząc syna, żeby nigdy nie zapomniał o swojej rodzinie. Jednak nawet w tym wieku nic sobie nie robił z kiepskiej sytuacji własnego gatunku. Podczas wielkiej ucieczki zebrał grupę wilków w podobnym wieku, co on, po czym razem odłączyli się od uciekającej watahy. Przyjaciele Combo zginęli z głodu, a on zostawił ich tak, jakby nic dla niego nie znaczyli, po czym ruszył dalej w świat, mając nadzieję, że jego rodzice odnaleźli spokój; tutaj lub w zaświatach. Nie związał się z nimi zbyt mocno przez te dwa lata, więc nie było mu trodno ich zostawiać, ale chciał, żeby przeżyli. Trzy lata bezcelowej tułaczki po Argii dały mu nieźle w kość, ale gdy odnalazł Watahę Milczącego Przeznaczenia, poczuł, że to właśnie będzie jego dom.
RODZINA: Nie wie nic o losach matki i ojca, prawdopodobnie zginęli, jednak Double ma nadzieję, że odnaleźli spokój; czy tutaj, czy w zaświatach.
PAMIĄTKI: Błękitny krzyż na lekkim, czarnym łańcuchu. To podarek od matki, którego Colour nigdy nie zdejmuje.
SYMPATIA: Przyjaciele nie mają dla niego zbyt wielkiej wartości, a więc i partnera raczej nie znajdzie.
KONTO: 110 punktów
CIEKAWOSTKI:
- Colour nienawidzi swojego naturalnego koloru sierści, czyli czarnego;
- Nigdy nie zdejmuje naszyjnika, który dostał od matki;
- Swoją kreatywność wyraża poprzez tworzenie pięknych kompozycji świetlnych;
- Kocha imprezować.
UMIEJĘTNOŚCI: Combo całkiem dobrze wspina się po drzewach, ale także wysoko skacze; jego siła wybicia jest nienaturalnie wielka. Nie jest zbyt silny, chociaż tejże umiejętności starcza mu na udane polowania. Siłę nadrabia genialną zdolnością ukrycia; jeżeli się skryje, masz niemal zerowe szanse na jego znalezienie. Poza tym, jego dość wątła postura umożliwia przeciskanie się w wąskich szczelinach i dodaje mu zwinności, ale też dzięki szczupłości jest lżejszy i szybciej biega.
ŻYWIOŁ: Światło, uwielbia swój żywioł i używa go tak często, jak tylko może, według niektórych nawet go nadużywa.
MOCE:
- Potrafi tworzyć smugi bądź zwykłe kule świetlne, które są widoczne tak długo, jak basior tego chce, po czym rozpływają się w powietrzu;
- Ciało Combo świeci, jeżeli ciemność utrudnia wilkowi zadanie;
- Potrafi wysyłać promienie światła o takiej mocy, która sprawia, że wilki, na które je wyceluje, przestają widzieć na krótszy lub dłuższy czas. Ta moc umożliwia mu oślepianie innych, ale nigdy jej do takich celów nie używał.
STATYSTYKI:
Siła: 5|Szybkość: 25|Zwinność: 15|Wytrzymałość: 10|Moc: 15|Skoczność: 15|Ukrycie: 25
KONTAKT: Ayavo [H]

poniedziałek, 15 maja 2017

Shiva powraca!

Shiva postanowiła do nas wrócić!
Bardzo cieszymy się z tego powodu i mamy nadzieję, że jednak zostaniesz tu na dłużej :)  Pamiętaj, że jeżeli teraz zdecydujesz się odejść, nie będziesz już mogła powrócić!

Witamy w watasze - Na’itamera!

http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2017/5/14/8213427_20170514_144447.jpg
Prawa autorskie®
MOTTO:
I can smell your fear
The only reason that I’m here
Is to wreak havoc
IMIĘ: Rodzice nadali jej imię Avalanche, lecz ona tego nie pamięta. Jej drugi opiekun nazwał ją Na’itamera.
PSEUDONIM: Akceptuje wszelkie odmiany imienia Na’itamera, troszkę mniej chętnie przyjmuje odwołania do wyglądu. Osobiście najbardziej ceni sobie przydomek Nova.
PŁEĆ: Wadera
WIEK: Młodziutka jest, dopiero pięć wiosen przeżyła.
RANGA: Wysoko celująca Sigma.
STANOWISKO: Wojownik. Czy dobrze czuje się z tym stanowiskiem, ciężko jednoznacznie stwierdzić.
CHARAKTER: Jest to wadera bardzo specyficzna. Powiedzieć o niej „obłąkana” absolutnie nie jest przesadą. Zdarza jej się rozmawiać z jakimś wyimaginowanym przyjacielem lub nieżyjącym mentorem.
Prawdopodobnie jest najbardziej optymistycznym stworzeniem, jakie chodzi po ziemi i nie tylko. Wszędzie, gdzie się pojawi Nova, tam też zagości radość, nadzieja i chaos, ten pozytywny. Przez cztery lata życia zdarzyło się jej raz zapłakać, i choć jeszcze długo potem jej dusza cierpiała, to skutecznie ukrywała ten fakt. Szczerze powiedziawszy, do dziś zdarza jej się z nostalgią patrzeć w niebo, lecz nie pozwala popłynąć piekącym łzom.
Niełatwo ją przegadać, a jeszcze ciężej uświadomić jej, że popełniła błąd. Pewna siebie, nieco buntownicza, nie do końca normalna, i po całej linii złośliwa. Serio, najpierw uda, że prawi ci komplement, a potem dobije jednym słowem. W swoich działaniach jednak jest tak radosna, tak pozytywna, że nie da się na nią dłużej gniewać. Nie da, prawda?
Nie lubi wilków ponurych i zamkniętych w sobie, zawsze próbuje wywołać uśmiech na ich pyskach. Jeśli uprze się, by przekonać do siebie jakiegoś wilka, jest w stanie zmienić swój charakter o 180˚, a potem powolutku, stopniowo, ukazywać swoją prawdziwą naturę. Chce ze wszystkimi żyć w dobrych stosunkach. Nie wszyscy muszą być najlepszymi przyjaciółmi zawsze na zawsze póki śmierć ich nie rozłączy, ale nie dopuszcza do siebie myśli, że ktoś mógłby jej naprawdę nie lubić.
Jednocześnie jest pyskatą awanturniczką. Obdarzona unikatowym „przeczuciem”, pozwalającym jej natychmiastowo dostosować taktykę do zmian na polu walki. W sumie nadawałaby się na stratega, lecz lepiej czuje się aktywnie uczestnicząc w bitwie. Prócz naprawdę ogromnych zdolności walki, posiada co najmniej równie zabójcze poczucie humoru. Przy okazji warto dodać, że przeklina. Bardzo dużo, bardzo mocno przeklina. To nie jej wina, że głupia gałąź dziabnęła ją w oko, do k**** nędzy!
Reasumując, złośliwa wadera jednocześnie jest wiernym i oddanym przyjacielem. Mimo swoich psychopatycznych zapędów jest wręcz nieprzyzwoicie inteligentna, chociaż nie jest jakimś geniuszem. Nie lubi przyznawać się do błędów, wytrwale dąży do perfekcji i samodoskonalenia.
Na koniec, skromność nie jest jej mocną stroną. „No ale Alfo, ja nie mówię że ten, że ja za ciebie, no ale przecież kogoś takiego jak ja, no to naprawdę mógłbyś, no chociażby taką Betą mnie, nie?”
GŁOS: Jasmine Thopson
APARYCJA: Jest zdecydowanie wyższa od przeciętnej wadery. Długie, szczupłe i silne łapy, nieco dłuższa kufa, duże uszy, puszysty, ale nie szczególnie długi ogon. Żywe, intensywnie fioletowe ślepia. Jej sierść nie jest zbyt długa, ale, jak ogon, puszysta i zadbana.
Czerwona gwiazda (nawet nie pytajcie, jak jej się to na łbie trzyma, bo tego nie wie nikt z Novą na czele) oraz naszyjnik, który w zależności od oświetlenia jest fioletowy lub brudno różowy, pomagają jej kontrolować moc, albo raczej tak tłumaczy sobie ich obecność. Na złotych łapach ma długie skarpety barwy naszyjnika.
Gdy korzysta z kosmicznej energii, w zależności od jej natężenia, niebieską materią emanują jej łapy i ogon, lub ona cała.
HOBBY: Uwielbia siać mord, chaos i zniszczenie.
A tak bardziej serio, bo zabijać bez powodu nie lubi, to kocha zabawę. Chce żyć pełnią życia, nie boi się ryzykować. Wspinanie się na drzewa, nurkowanie w głębokich jeziorach, skoki z wodospadu, pogoń za błyskawicą czy nawet próba jej ugryzienia… Oto cała Na’itamera.
HISTORIA: Zaczęło się niewinnie, tak jak zaczyna się większość dobrych historii. Avalanche urodziła się daleko poza granicami Argii, w niewielkiej, ale sympatycznej watasze. Była pierworodną pary Alfa, najsilniejszą z miotu, w którym był tylko jeden cherlawy samczyk. Jej przeznaczeniem było zostanie przywódczynią, jednak coś poszło nie tak.
Miała za sobą jedną wiosnę, kiedy wataha została najechana przez mroczne elfy. Już w tak młodym wieku waderka wykazywała się walecznością i hartem ducha, wytrwale broniąc słabszego rodzeństwa. Niestety, odwagę niemal przypłaciła życiem, gdy jeden z wrogów wymówił nad nią jakieś tajemnicze słowa. Została wysłana do innej rzeczywistości, wyrzucona w próżnię kosmiczną na pewną śmierć. Odnalazł ją wilk imieniem Candra, szerzej znany jako Nova. Przygarnął szczenię, widząc drzemiący w nim potencjał.
Niczego, co działo się przez ten czas, wadera nie pamięta. Historia, którą zna, zaczyna się dopiero w miejscu zwanym Xandarem.
Nova przez dwa lata szkolił podopieczną, którą nazwał Na’itamerą. Naita była pojętnym uczniem, a znakomite wyniki odnosiła zarówno w klasycznej walce, jak i tej przy pomocy magii. Niestety, i tu samicę dopadła wojna. Konający Nova, którego kochała ponad życie, podarował jej swój symbol, czerwoną gwiazdę, a także naszyjnik podobny do jego własnego, tyle, że innego koloru. Ostatkiem sił basior otworzył przed nią portal do jej prawdziwego świata. Nie chciała go opuszczać, ale złożyła przysięgę, że wypełni każdy jego rozkaz.
Wylądowała w nieznanej jej krainie, którą jakiś niebieski płomyczek przedstawił jej jako Argię. Rozpoczęła więc wędrówkę w poszukiwaniu miejsca dla siebie, poprzysięgając godnie kontynuować misję wilka, który był dla niej ojcem, jednocześnie przyjmując imię Nova.
RODZINA: Nie pamięta swej prawdziwej rodziny, jedynym wilkiem, jaki coś dla niej znaczył, był Nova.
PAMIĄTKI: Czerwona gwiazda, czy czymkolwiek ona jest, którą otrzymała po „ojcu”, naszyjnik, a także moce, bo to on pomógł jej je odkryć. Ma też niewielką bliznę między oczami, pamiątka po pierwszej zabawie z ciałami niebieskimi.
KONTO: 110 punktów
CIEKAWOSTKI:
- Za punkt honoru obrała sobie wymyślenie okrzyku wojennego dla Watahy, coś w stylu "Milczki do boju!";
- Gdy ma… zły okres, np. weźmie jej się na wspominki, zaczyna bredzić zupełnie od rzeczy, ignorując składnię i gramatykę (doskonały przykład na samym końcu Charakteru)
UMIEJĘTNOŚCI: Ma olbrzymią władzę nad swoimi mocami, a wciąż nie wykorzystała nawet połowy swego potencjału. Ma też świetnie wyostrzony wzrok, przystosowany do widzenia w egipskich ciemnościach. Z uwagi na złote umaszczenie, jedynie jesienią może się gdzieś ukryć, ale stawanie się niewidzialną nigdy nie jest dla niej łatwe… Dobra, jest w tym beznadziejna niezależnie od okoliczności, szczęśliwi?
ŻYWIOŁ: Eter (pozwolenie od Administracji!)
MOCE:
- Za pomocą kosmicznej energii potrafi stworzyć coś na wzór pola siłowego, które jest w stanie odrzucić jej przeciwnika/przeciwników na naprawdę znaczącą odległość; z tej samej energii korzysta, by zwiększyć swoją prędkość, a nawet wzbić się na króciutką chwilę w powietrze.
- Absorbowanie energii wysłanej w jej stronę - pochłania ją, tym samym doładowując siebie; im więcej jednak zajmie jej zużycie odebranej energii, tym większy ból jej to sprawia.
STATYSTYKI:
Siła: 14|Szybkość: 14|Zwinność: 14|Wytrzymałość: 14 | Moc: 47|Skoczność: 14|Ukrycie: 3
KONTAKT: Nightwing [H]