niedziela, 14 maja 2017

Od Inversio - Dawne czasy

- Tekoro... - zaczął mały basiorek z czerwoną plamą na czole, przekrzywiając łeb i wlepiając zaciekawione ślepia w lśniące, czarne oczy wyróżniające się swym blaskiem spośród chropowatej kory. Jedną ze swych długich, gałęzich rąk stworzenie sięgnęło po szczeniaka, który wskoczył mu na giętką dłoń. Ent zaś podniósł swojego rozmówcę na wysokość własnych oczu i nadstawił ucha. - Tekoro, czy naprawdę nie wiesz, kim byli moi rodzice? - spytał maluch, kończąc uprzednio zaczęte zdanie.
- Nie wiem, mój drogi... - odparł Ent, przeciągając swoim głębokim basem każde wypowiadane słowo. Głos tego magicznego stworzenia był dumny i brzmiał dosyć wiekowo, ale basiorek nie lękał się go.
- Wierzba mówiła mi, że ty wiesz wszystko - szczeniak zamrugał niepewnie ślepiami.
- Jesteś... bardzo ciekawym stworzonkiem, Inversio... ale o twoich rodzicach nie wiem nic... - odparł w zamyśleniu tak zwany Tekoro, stawiając jeden, długi krok w stronę wschodu, gdzie słońce właśnie wychylało się zza widnokręgu, oblewając szczerozłotą, ciepłą poświatą wszystko dookoła.
Inversio wiedział doskonale, gdzie Ent go prowadzi. Jego prawowity opiekun, wybrany na Radzie Entów, pamiętał dobrze kiedy ma zanieść malucha do Entowego Medyka, który zajmował się basiorkiem, a konkretniej paskudnymi ranami na jego przedniej, lewej łapie. Goiły się one bardzo, bardzo powoli, nie dając małemu spokoju. Tekoro doskonale wiedział, co stało się jego podopiecznemu, ale nie chciał wyjawiać tego nikomu, poza zaufanym Medykiem, który po prostu potrzebował tych informacji, by leczyć szczeniaka w odpowiedni sposób.
~*~
- Musimy iść? - spytał szczeniak, wlepiając błagalne spojrzenie w swego przyjaciela i opiekuna zarazem.
- Musimy, Inversio - odparł powoli Ent, stawiając kolejne długie kroki wśród drzew rosnących w tymże lesie. - Anoreum nie jest już miejscem dla wilka.
- Ale Tekoro, dlaczego...? - po pysku Inversio spłynęła krystaliczna łza, która zaraz jednak zginęła w gęstym, białym futrze na jego sierści.
- Wojna się zaczęła - odparł na to Tekoro, przeciągając po Entowemu każde słowo. - Wróg jest blisko. Wilki są zagrożone, a my chcemy dla ciebie jak najlepiej...
Wilczek zapłakał cicho, wtulając łeb w gałęzie tworzące ogromną i potężną dłoń żywego drzewa, Enta.
- Kiedyś wrócisz do Anoreum, do nas, Entów - stwierdził opiekun Inversio z wyraźnie wyczuwalną nadzieją w głosie. - Ale na razie musisz iść i znaleźć sposób na przeżycie!
Po tych słowach Tekoro zrobił ostatni krok i stanął na krawędzi lasu, gdzie postawił młodego wilka na ziemi.
- Nauczyliśmy cię wiele, Inversio. Wykorzystaj te nauki i zrób wszystko, by przetrwać - poprosił Ent, schyliwszy się uprzednio do basiorka, który popatrzył zapłakanymi oczami na swego przyjaciela, po czym uśmiechnął się do niego po raz ostatni i z podkulonym ogonem odwrócił się i odbiegł, podążając dzielnie ku drzewom rosnącym po przeciwległej stronie wielkiej polany. Kulał lekko na lewą przednią łapę, ale nie miało to większego wpływu na tempo biegu szczeniaka.
Musiał przeżyć. Musiał iść dalej. Musiał założyć watahę by przetrwać. Musiał zrobić to wszystko, by kiedyś wrócić do Anoreum, do Lasu Entów.
~*~
Samotne polowania nie sprawiały mu większej trudności, a jednak smutek wystarczająco przytłaczał młodego wilka, by ten od czasu do czasu przepuścił dobrą zdobycz i musiał chodzić głodny. Tego dnia małemu Leo uciekł jeleń. Wilk, który tak czy inaczej dopiero wkroczył w wiek dorosły, podciął mu ścięgna, utrudniając parzystokopytnemu bieg, ale mimo wszystko ten mu uciekł.
Głodny i zmęczony Inversio ułożył się pod drzewem, nie potrafiąc znieść tego okrutnego uczucia, które wszystko mu utrudniało. Tęsknota i smutek razem wzięte nie tylko skutecznie eliminowały pokłady determinacji ukryte w ciele tego wilczka, ale także blokowały jego chęci na przetrwanie.
~*~
Długie kroki, łapa za łapą, skacząc i biegnąc, wybijając się z ogromną siłą, potężny wilk przebywał długą drogę, jaką wyznaczał mu wyłącznie niezawodny instynkt. Czuł wyranie, że ma na karku latających szpiegów. Ptaki niekoniecznie musiały opowiedzieć się po stronie wilków, a to, że te trzy leciały właśnie za Inversio, utwierdzało go w przekonaniu, że jest jeszcze bardziej zmuszony do ucieczki i ukrycia się.
Przebiegając nad niewielką skarpą niespodziewanie stracił równowagę, niebezpiecznie przechylając się na lewą stronę. Ciężar wielkiego ciała basiora przesądził jego los i wilk stoczył się z górki, lądując w jakiejś bliżej nieokreślonej jaskinii. Ostrożnie wyjrzał przez jej wylot i dostrzegł podenerwowane ptaki latające nad okolicą, które po chwili zawróciły. Odetchnął z ulgą i spojrzał za siebie. Gdzieś w oddali zamigotało mu blade światełko, a cisza, jaka go ogarnęła, podsunęła mu pomysł, by właśnie tutaj założyć watahę. I ochrzcić ją dumnym imieniem Watahy Milczącego Przeznaczenia.
Przełknąwszy głośno ślinę, Inversio ruszył w głąb tunelu, nie spuszczając z oka bladego światełka na jego drugim końcu. Wędrówka ciągnęła się i ciągnęła, a blask po przeciwległej stronie jamy powiększał się w zastraszająco powolnym tempie. Poirytowany basior ruszył biegiem w jego kierunku, usiłując nie uderzyć głową o któryś z zagradzających drogę i zmuszających do lawirowania między nimi stalagnatów.
W końcu światło oślepiło wilka, ale on nie przejął się tym. Długi pysk uniósł do góry i wyszedł z kamiennego tunelu, a jego zmęczonym oczom ukazał się prawdziwy raj na ziemi.
Kolorowe ptaki latały dookoła, wodospad szumiał zaraz naprzeciwko basiora. Drzewa uginały się pod wpływem wiatru, szeleszcząc cicho i kojąc zmysły. Kwiaty pokrywały niemalże całą powierzchnię trawy, która porastała tę niebiańską łąkę. Złote brzózki rosnące po obydwu stronach wodospadu tworzyły prześliczną aleję drzew, a ciągnąca się między nimi, prawie niewidoczna z resztą ścieżka napawała Leo niebotycznie wielkim szczęściem i radością. Na krawędzi lasku widać było trzy jednorożce, które obserwowały nieufnie nowego przybysza. Jeden z nich był biały i na dodatek skrzydlaty, drugi szary, a trzeci całkiem czarny.
- Dać mu tu zostać? - spytał niepewnie czarny.
- Chyba go stąd nie wygonimy! Prawda? - szary zwrócił łeb ku alicornowi stojącego pomiędzy nimi.
- Jest zmęczony. Oddajmy mu te tereny, niech ten wilczy wędrowiec zazna spokoju - odparł na to biały pegazojednorożec, odwracając się i odchodząc. Dwa pozostałe jednorogi popatrzyły po sobie, wzruszyły barkami i galopem podążyły za alicornem.
Inversio nawet ich nie zauważył. Nie zważając na to, że nie wie, jak głębokie jest jezioro, do którego wpada wodospad, wskoczył do niego, rozbryzgując wodę wokół siebie i śmiejąc się. Jeżeli kiedyś dane mu będzie przyjąć kogoś do watahy, na pewno pokaże mu to miejsce...

ZALICZONE!
+55 p. (1003 słowa)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz