- Coś się stało? - zapytałem, patrząc z lekką troską na basiora.
- Chyba nic... - odparł bez większego przekonania Sigma.
- Ale? - chciałem usłyszeć odpowiedź. Byłem długołapy, może rzeczywiście nie zwróciłem uwagi na to, że mój towarzysz może za mną nie nadążać?
Moje pytanie spotkało się z głębokim westchnieniem ze strony białego samca.
- Ale bolą mnie już łapy - odparł niechętnie, po czym spojrzał na mnie przepraszająco.
- Cóż, trzeba było tak od razu, możemy zrobić tu sobie dłuższy postój - stwierdziłem z uśmiechem.
Szczerze powiedziawszy, ciągnęło mnie już do chociażby krótkiego odpoczynku. Gdy położyłem się w trawie, Sigmestio z widoczną ulgą malującą się na jego pysku opszedł w moje ślady, układając się w cieniu drzewa. Ziemia nie była ciepła, lecz wilgotna i nadal trochę zmarznięta, ale nie mieliśmy na to wpływu. Ważne, że chociaż nadawała się do leżenia.
- Powiedz, gdy będziesz chciał ruszać dalej - powiedziałem, nieudolnie starając się stłumić ziewnięcie, po czym ułożyłem wygodnie łeb na wyciągniętych łapach i przymknąłem oczy, nie próbując jednak nawet zasnąć. Cały czas czuwałem, sprawiając jednak wrażenie pogrążonego we śnie.
Sigma? Wena poszła gdzieś, zdaję się na dysk twardy xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz