- Nie wyczułaś? - odparłem zdziwiony. - Znaczy się, oboje jesteśmy spoza niej, prawda?
- No... zdaje się, że tak - przyznała mi rację. Uwielbiam mieć rację.
- Uff... czyli nie mamy się na razie kogo ani czego obawiać - stwierdziłem z szerokim uśmiechem. Poczułem, że za moimi plecami smugi światła układają się w piękne wzory, jednak nie do końca wiedziałem, jakie. W każdym razie, widziałem, że Na'ita... że Nova patrzy na mnie z niejakim uznaniem, a może i przejawami zachwytu. Ha, czyli mi się udało!
- To... ja? - spojrzała na mnie, przechylając łeb nieco na lewo. W odpowiedzi zamrugałem oczami i obejrzałem się. Rzeczywiście, kolorowe smugi światła stworzyły piękny obraz wadery o sierści w kolorach ognia z czerwoną gwiazdą na czole.
- Emmm... no chyba tak - odparłem zakłopotany. W tej chwili zupełnie przestałem panować nad smugami, które zmieniły się w coś w rodzaju kolorowych świetlików i zaczęły krążyć szybko wokół mnie, jednak zaraz rozpłynęły się w powietrzu, pozostawiając nad nami ledwo widoczną, różnobarwną mgiełkę.
- Ładne - uśmiechnęła się szeroko Nova, a ja odwzajemniłem gest, dumny z siebie.
- To co teraz? - spytałem. Niby powinienem zaproponować znalezienie kogoś z watahy, ale... niezbyt mi się do tego spieszyło. Może inaczej: kompletnie nie miałem na to ochoty! Dużo bardziej wolałem załatwić sobie jakiś spacer po okolicy, chociaż i w tym wypadku ryzykowałem spotkania wilka z tutejszej watahy.
Nova? Nie martw się, to też jest totalnie oklepane ;-;
+5 p. (266 słów)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz