poniedziałek, 29 maja 2017

Od Suraksy - Odnalezienie wilka

Pani kazała mi lecieć do Knowhere, bym obserwował przebieg tamtejszej wojny, a potem zdał raport z jej przebiegu.
Nie zrobiłem tego.
W Argii, krainie doprawdy niezwykłej, dostrzegłem jasnoszarego wilka. Wylądowałem na najniższej gałęzi starego dębu i obserwowałem z zainteresowaniem owe stworzenie. Jak na wilka, wysoki on nie był. Maść miał dość specyficzną, na karku ciemną i jakby śniegiem sprószoną. Uwagę mą jednak przykuł symbol po lewej stronie łba zwierza. Szary półksiężyc, który doskonale znałem.
W poprzednim życiu bawiłem u jednego z jego z przodków. Był wyższy, jego sierść była ciemniejsza, ale z pewnością ten tu był jego potomkiem. Świadczył o tym właśnie księżyc.
Nocy minęło pięć, nim w końcu zdecydowałem się rozmówić z nosicielem pcheł. Poprzednie dni obserwowałem go czujnie, a i zdążyłem z panią mą się rozmówić, by pozwoliła mi pozostać a Argii, a śledzenie wojny zleciła komuś innemu.
Wylądowałem na sporym kamieniu i czekałem przybycia basiora. Po jakimś czasie dostrzegłem go, niespiesznie idącego.
Wilku, jak cię zowią? – zapytałem za pomocą telepatii.
Basior stanął jak wryty i rozejrzał się zaskoczony. Głupi, nawet nie spojrzał w moim kierunku. Zakraczałem z niesmakiem, po czym sfrunąłem na ziemię. Stanąłem tuż przed białym, dziób mając niemalże na wysokości jego nosa. Pff, kurdupel.
Samiec odskoczył w tył, a potem obnażył te swoje ząbki. Mięśnie miał naprężone do skoku, uszy położone.
- A z ciebie co za jeden? – warknął. Zapewne miało być wyjść groźnie, ale wilki to takie pocieszne stworzenia, takie łagodne, urocze w przeświadczeniu o tym, że mogą być zagrożeniem.
Jestem Suraksa, posłaniec Morrigan – odparłem przekrzywiając głowę na lewo. Zdradzisz mi swe imię, wilku?
- Si- Sigmestio… - wydukał nieco ogłupiały. Stwierdziłem, że tak prymitywne istoty jak wilki nie mają częstych kontaktów z telepatią.
Więc, Sigmestio, Dantiero zapewne, bo tak zwał się twój przodek – zacząłem spokojnie wyjaśniać, jednak ten niewychowany młodzik przerwał mi:
- Mógłbyś mówić po naszemu? – poprosił z tępym wyrazem pyska. Może zanim poprosiłem Morrigan o zgodę, powinienem poznać to stworzenie. Z pewnością lepiej bym się zastanowił. Irytacji jednak nie dałem po sobie poznać i kontynuowałem.
Z łaski swej nie przerywaj mi. I na litość Morrigan, myślże ciszej! Tak, właśnie czytam ci w myślach. Owszem, znałem twego dziada i pradziada, drugi zwał się Dantiero. Tak, mogę powtórzyć, to co pomyślisz, niech będzie zwierz… Wcaleś nie pomyślał o zwierzynie, lecz o wyjątkowo perfidnym zachowaniu! Przestań myśleć i daj mi- Nie, nie mam nic do twych upodobań! – słuchanie bełkotu na temat tego, z kim ten wilk chce co robić było naprawdę męczące, a uciszenie go zajęło mi znacznie więcej czasu, niż chciałem na to poświęcać. Jednakowoż w końcu wilk posłusznie przestał wysyłać mi pytania i mogłem podjąć się tłumaczeń. Chciałbym zaoferować ci me towarzystwo. Będę twoim, hm, druhem, przyjacielem, czy jakże to teraz nazywacie.
- A ta cała Morrigan… Ona nie będzie zła, że się ze mną zadajesz? – zapytał niechętnie Sigmestio Dantiero.
Już się z nią rozmówiłem i jeśli ty zaakceptujesz mnie jako towarzysza, ona zła nie będzie.
- Cóż, w takim razie powinienem czuć się zaszczycony, prawda?
W rzeczy samej – potwierdziłem, po czym wzbiłem się w górę, zredukowałem swój rozmiar do wielkości tutejszej odmiany mego gatunku i usiadłem na grzbiecie wilka. Ten zaoponował w pierwszej chwili, lecz po tym, jak delikatnie wbiłem w niego szpony, z westchnieniem ruszył przed siebie. I choć próbował to ukryć, czułem, że cieszy się jak głupi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz