Pani kazała mi lecieć do Knowhere, bym obserwował przebieg tamtejszej wojny, a potem zdał raport z jej przebiegu.
Nie zrobiłem tego.
W Argii, krainie doprawdy niezwykłej, dostrzegłem jasnoszarego wilka.
Wylądowałem na najniższej gałęzi starego dębu i obserwowałem z
zainteresowaniem owe stworzenie. Jak na wilka, wysoki on nie był. Maść
miał dość specyficzną, na karku ciemną i jakby śniegiem sprószoną. Uwagę
mą jednak przykuł symbol po lewej stronie łba zwierza. Szary
półksiężyc, który doskonale znałem.
W poprzednim życiu bawiłem u jednego z jego z przodków. Był wyższy, jego
sierść była ciemniejsza, ale z pewnością ten tu był jego potomkiem.
Świadczył o tym właśnie księżyc.
Nocy minęło pięć, nim w końcu zdecydowałem się rozmówić z nosicielem
pcheł. Poprzednie dni obserwowałem go czujnie, a i zdążyłem z panią mą
się rozmówić, by pozwoliła mi pozostać a Argii, a śledzenie wojny
zleciła komuś innemu.
Wylądowałem na sporym kamieniu i czekałem przybycia basiora. Po jakimś czasie dostrzegłem go, niespiesznie idącego.
Wilku, jak cię zowią? – zapytałem za pomocą telepatii.
Basior stanął jak wryty i rozejrzał się zaskoczony. Głupi, nawet nie
spojrzał w moim kierunku. Zakraczałem z niesmakiem, po czym sfrunąłem na
ziemię. Stanąłem tuż przed białym, dziób mając niemalże na wysokości
jego nosa. Pff, kurdupel.
Samiec odskoczył w tył, a potem obnażył te swoje ząbki. Mięśnie miał naprężone do skoku, uszy położone.
- A z ciebie co za jeden? – warknął. Zapewne miało być wyjść groźnie,
ale wilki to takie pocieszne stworzenia, takie łagodne, urocze w
przeświadczeniu o tym, że mogą być zagrożeniem.
Jestem Suraksa, posłaniec Morrigan – odparłem przekrzywiając głowę na lewo. Zdradzisz mi swe imię, wilku?
- Si- Sigmestio… - wydukał nieco ogłupiały. Stwierdziłem, że tak
prymitywne istoty jak wilki nie mają częstych kontaktów z telepatią.
Więc, Sigmestio, Dantiero zapewne, bo tak zwał się twój przodek –
zacząłem spokojnie wyjaśniać, jednak ten niewychowany młodzik przerwał
mi:
- Mógłbyś mówić po naszemu? – poprosił z tępym wyrazem pyska. Może zanim
poprosiłem Morrigan o zgodę, powinienem poznać to stworzenie. Z
pewnością lepiej bym się zastanowił. Irytacji jednak nie dałem po sobie
poznać i kontynuowałem.
Z łaski swej nie przerywaj mi. I na litość Morrigan, myślże ciszej!
Tak, właśnie czytam ci w myślach. Owszem, znałem twego dziada i
pradziada, drugi zwał się Dantiero. Tak, mogę powtórzyć, to co
pomyślisz, niech będzie zwierz… Wcaleś nie pomyślał o zwierzynie, lecz o
wyjątkowo perfidnym zachowaniu! Przestań myśleć i daj mi- Nie, nie mam
nic do twych upodobań! – słuchanie bełkotu na temat tego, z kim ten wilk
chce co robić było naprawdę męczące, a uciszenie go zajęło mi znacznie
więcej czasu, niż chciałem na to poświęcać. Jednakowoż w końcu wilk
posłusznie przestał wysyłać mi pytania i mogłem podjąć się tłumaczeń. Chciałbym zaoferować ci me towarzystwo. Będę twoim, hm, druhem,
przyjacielem, czy jakże to teraz nazywacie.
- A ta cała Morrigan… Ona nie będzie zła, że się ze mną zadajesz? – zapytał niechętnie Sigmestio Dantiero.
Już się z nią rozmówiłem i jeśli ty zaakceptujesz mnie jako towarzysza, ona zła nie będzie.
- Cóż, w takim razie powinienem czuć się zaszczycony, prawda?
W rzeczy samej – potwierdziłem, po czym wzbiłem się w górę,
zredukowałem swój rozmiar do wielkości tutejszej odmiany mego gatunku i
usiadłem na grzbiecie wilka. Ten zaoponował w pierwszej chwili, lecz po
tym, jak delikatnie wbiłem w niego szpony, z westchnieniem ruszył przed
siebie. I choć próbował to ukryć, czułem, że cieszy się jak głupi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz