sobota, 27 maja 2017

Od Nikki - Odnalezienie towarzysza

Dzień był dosyć upalny, jak na wiosnę. Wyraźny znak, że lato zbliża się wielkimi krokami w stronę terytorium, na którym akurat przebywam. Z zamiarem ochłodzenia się nieco i może zdobycia w miarę porządnego śniadania, skierowałam swoje długie kroki w stronę szumiącego nieopodal mojego miejsca pobytu Potoku. Wspaniałe miejsce, odwiedzałam je już od jakiegoś czasu, jednak łowienie w nim ryb wciąż nie szło mi tak, jak bym chciała.
Zgodnie z moimi planami, dotarłam w końcu nad płynącą w dół strugę wody, pieniącą się na skałach wystających z jej dna. Pstrągi skakały wytrwale w górę Potoku. Przeskoczyłam nad strugą z rozwartymi szczękami, mając nadzieję na złapanie jednej z ryb, ale chociaż musnęłam oślizgłe ciało zębami, wymknęło mi się z pyska, który to zamknął się boleśnie z głośnym kłapnięciem kłów.
- Niech to szlag - warknęłam, potrząsając łbem i odwracając się ku wodzie przepływającej między skałami. Już chyba gorzej być nie mogło. Przysiadłam na tylnych łapach, schyliłam łeb ku powierzchni wody i wyciągnęłam łapę przed siebie. Gdy jakaś mniejsza rybka, może płotka, podpłynęła nieostrożnie bliżej brzegu, trzepnęłam ją pazurami, jednak ona umknęła od nich. Zaklęłam siarczyście pod nosem i zrezygnowana cofnęłam się o krok, wbijając głodny wzrok w ziemię. Z gleby właśnie wychynęła dżdżownica. Fuj. No przecież nie będę jadła robaków!
Nagle po drugiej stronie Potoku usłyszałam plusk, chwilę później dziki, koci warkot i zadowolone mruczenie, przeplatające się z dźwiękiem towarzyszącym rozpruwaniu ryby. Uniosłam łeb i zauważyłam kota, cougara, pumę konkretniej, który z upodobaniem pałaszował ogromnego, czerwonego pstrąga. Zapewne czując na sobie mój wzrok, kotowaty podniósł na mnie swoje wielkie, brudno złote oczy i oblizał biały pyszczek. Zostawiając swoją zdobycz, zwierzę przeskoczyło na moją stronę Potoku i podeszło do mnie bliżej. Chyba nie miało złych zamiarów, ale mimowolnie cofnęłam się. Puma zamarła w bezruchu, patrząc na mnie pytająco.
- Jak ty to robisz? - spytałam oniemiała, patrząc jak ogonem zwierzę łapie skaczącego pstrąga i ściąga go na ziemię, po czym rozpruwa pazurami. Na te słowa cougar chyba spróbował się do mnie uśmiechnąć, po czym zamarł w określonej pozycji nad wodą i nie drgnął, dopóki ja nie zrobiłam tego samego. Wtedy kotowaty poczekał cierpliwie, aż jakaś rybka podpłynie tuż pod brzeg, po czym wysunął pazury i trzepnął ją z niemalże prędkością światła. Poczekałam, aż i do mnie podpłynie takie oślizgłe, łuskowate zwierzątko, po czym powtórzyłam ze szczegółami ruchy pumy i z zachwytem patrzyłam to na kota, to na rybę tkwiącą na moich długich pazurach. Nie miałam pojęcia, jakim cudem udało mi się to zrobić, ale jednak się udało! Kotowaty mrucząc wtulił się w mój bok.
- Murray - stwierdziłam wesoło. Samiec cofnął się kilka metrów, przysiadł na tylnych łapach i zamruczał z uznaniem. - Run ezincane!
Na te słowa podszedł do mnie bliżej i ułożył się obok. Uśmiechnęłam się. To będzie mój towarzysz...

ZALICZONE!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz