- Jak masz na imię? - spytał, wyrównując ze mną krok.
- Nie jest ci to potrzebne do życia - odparłem wymijająco. Im mniej wilków zarejestruje moją obecność na obcych terenach, tym większe mam szanse na niezauważalne wyniesienie się stąd.
- No dobrze, to w takim razie skąd ty... - zaczął, ale przewidując dalszą treść jego beznadziejnie pospolitego pytania postanowiłem od razu na nie odpowiedzieć i przerwałem mu wpół zdania.
- W twoich oczach widać przebłyski wspomnień, to rzadkie ale pomocne w rozpoznawaniu przeszłości wilka zjawisko - zacząłem, a basior natychmiast spuścił łeb. - Gdy wspomniałem o twoich rodzicach, położyłeś uszy po sobie i odwróciłeś wzrok. Gdyby chodziło o matkę, odpowiedziałbyś mi, ale milczałeś, więc obstawiłem kiepskie relacje z ojcem. Matka musiała być w porządku, skoro nie podkuliłeś ogona. Wilki najczęściej tak reagują na pytania o rodziców, jeżeli matka nie była dobrą rodzicielką. Dalej: blizny i... braki, to musi świadczyć o twardych tradycjach pielęgnowanych przez rodzinę. Znam je, byłem już pomocnikiem wielu watah, bardzo niewiele wilków potrafi przeżyć takie zwyczaje. Jeżeli chodzi o rodzeństwo, to drobne nadszarpnięcia uszu świadczą, że musiałeś być gdzieś pośrodku sporej rodziny, a mimo to jesteś tu sam, czyli opuścili cię, ale nie chcesz o nich mówić, więc zapewne większość umarła.
Pod koniec swojej długiej i logicznej wypowiedzi zauważyłem, że basior zupełnie oklapł, ale i patrzył na mnie ze zszokowaniem wymalowanym na białym pysku.
- Ten księżyc to pewnie podarunek od matki, mam rację? - na te słowa samiec wbił wzrok w ziemię. - Czyli mam - stwierdziłem obojętnie, po czym ruszyłem dalej.
- Należysz do naszej watahy? - usłyszałem za sobą ciche, zadane grobowym głosem pytanie, które spowodowało przyspieszenie tempa z mojej strony.
- Nie i właśnie staram się usunąć z jej terenów - warknąłem, przechodząc w trucht, a słysząc za sobą kroki - w szybki bieg.
Sigma? Nie mam pomysłu, naprawdę xd
+5 p. (318 słów)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz