wtorek, 2 maja 2017

Od Sigmy CD. Inversio

Propozycja Inversio co najmniej mnie zaskoczyła, ale nawet nie zadałem sobie trudu, by to ukryć. Patrzyłem na niego niepewien, jak powinienem zareagować. Nie wyglądało na to, żeby basior żartował, ale wciąż pozostawało pytanie: czy mogę mu zaufać? 
Była też druga kwestia – nigdy nie należałem do prawdziwej watahy. Moja rodzina? Tylko matka, ojciec i rodzeństwo z tego samego miotu, bo starsze odeszło w swoją stronę lub zginęło. Z bólem przypomniałem sobie dzień ukończenia treningu, kiedy jedyny żyjący rówieśnik pokonał mnie w finałowej potyczce, tym samym skazując na…
Potrząsnąłem głową, by pozbyć się tego wspomnienia. To nie była najlepsza chwila na takie myśli. Wataha, wataha, skup się, Sigma. 
Jest ich dopiero trójka, a co za tym idzie Alfa musi być choć trochę zdesperowany. Najpewniej też nie są sforą zbyt długo, w przeciwnym razie razem decydowaliby o tym, czy można zaufać komuś takiemu jak ja. Znaczy… Decyzji nie podejmowałby jedynie Alfa, tak przynajmniej mi się wydawało. Ach, rzeczywiście, nie ma to jak wdawać się w polemikę społeczności, o której praktycznie nie ma się pojęcia. Brawo Dante, plus pięć punktów do logicznego myślenia!
Czerwonooki nie był do mnie wrogo nastawiony lub był świetnym aktorem, jednak wolałem, żeby prawdą okazała się ta pierwsza opcja, bo w przeciwnym razie miałbym na sumieniu wilka, na którego nie było zlecenia.
- Więc? – z zamyślenia wyrwał mnie nieco zniecierpliwiony głos Inversio.
- J-ja… - zająkałem się i obrzuciłem wzrokiem otoczenie.
Wysokie drzewa, soczyście zielona trawa, unosząca się woń zwierzyny łownej, szum wody. Miejsce wręcz wymarzone pod watahę. Pozostawała kwestia mego charakteru, bo wiedziałem, że nie jest on zbyt łatwy. Najwyżej mnie wyrzucą. A jeśli źle się będę tam czuł? Odejdę, tak jak kiedyś.
Postąpiłem krok to przodu i z trudem powstrzymałem jęknięcie z bólu, którym promieniowały moje łapy. Sapnąłem niezadowolony wiedząc, że jeśli odejdę, to nieprędko znajdę kolejną sforę do której będę mógł dołączyć, a może nawet nie dożyję kolejnej okazji.
- Czyli nie? – mruknął jakby z nutą zawodu czarno-biały wilk, pewnie długie zwlekanie z odpowiedzią traktując jako odmowę.
- Nie, nie. Chętnie dołączę – powiedziałem szybko obawiając się, że już za późno. Jak się okazało – nie było.
- Witaj więc w Watasze Milczącego Przeznaczenia – oznajmił Inversio przyjaznym tonem.
Uśmiechnąłem się do niego blado czując niejaką ulgę, że – być może – choć na chwilę będę mógł być częścią czegoś większego. Że wreszcie będę mógł komuś zaufać.
- Słuchaj… Szefie – zdecydowałem się zadać pewne nurtujące mnie pytanie – jak mam się do ciebie zwracać? Inversio? Alfo? Szefie? – przekrzywiłem łeb w prawo tak, że grzywka z lewego, przeleciała na ślepe oko. Przy okazji trzeba będzie mu jakoś powiedzieć o tej wadzie, a także tej drugiej, ale wszystko w swoim czasie. Na razie jednak patrzyłem na basiora pytająco, mając cichą nadzieję, że nie będzie zły za „Szefa”.

Inversio? Idę łykać Ibum, nigdy więcej pisania z chorobą, co za shit XD

+10 p. (463 słowa)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz