sobota, 27 maja 2017

Od Sigmy CD. Shivy

Słyszałem jej kroki już z daleka, ale popełniła błąd – podeszła od prawej. Chociaż nie byłem zaskoczony, choć dobrze wiedziałem, że zaraz pojawi się obok, to zrobiłem błyskawiczny zwrot na zadzie i kłapnąłem zębami ledwie centymetr od jej szyi. Shiva, jak się przedstawiła, odskoczyła do tyłu z cichym piskiem. Przyjąłem pozę bojową, warknąłem groźnie odsłaniając ostre kły, zjeżyłem sierść i uniosłem ogon do góry, bo dodać sobie nieco wzrostu. Wadera patrzyła na mnie z mieszaniną strachu i zaskoczenia.
Przed zabiciem jej powstrzymało mnie jedno, a konkretnie zapach watahy. Nie wypadało ot tak mordować członków sfory, do której ledwie co się dołączyło. Powoli opuściłem kitę i wyprostowałem się. Przestałem warczeć i potrząsnąłem głową tak, że grzywka odsłaniała mi oboje oczu. Miałem nadzieję, że zrozumie, o co chodzi, a na wszelki wypadek dodałem ostrym tonem:
- Uważaj lepiej, od której strony podchodzisz.
Ruszyłem dalej w swoim kierunku, ale po chwili wadera zrównała ze mną krok. Oj, miała szczęście, że podeszła z lewej, wręcz ogromne szczęście, bo drugi raz bym nie darował. Spojrzałem na nią kątem oka żeby jej się przyjrzeć i pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, było białe poroże z niebieskimi końcówkami na jej głowie. No proszę, a może związki wilczo-jelenie są możliwe? Aż dziwne, że nie zauważyłem tego od razu. Tak czy inaczej, szła tuż obok, jak na moje zbyt blisko, dlatego też odsunąłem się nieco.
- Jak masz na imię? – Powtórzyła pytanie.
- Sigmestio – mruknąłem nawet nie zaszczycając jej kolejnym spojrzeniem.
- Więc, Sigmestiooo… Naprawdę masz takie długie imię? – Zapytała w końcu.
- Sigmestio Dantiero, w gwoli ścisłości. Jeśli to dla ciebie za długie, to „Sigma” też jest moim imieniem.
- O, znacznie łatwiej zapamiętać – uśmiechnęła się. – Gdzie idziesz, Sigmo?
- Nie używaj tej odmiany. Sigma, po prostu Sigma – warknąłem, po czym odpowiedziałem wymijająco na jej pytanie: - Załatwić pewną sprawę.
- Chętnie ci potowarzyszę – zaoferowała.
Zmierzyłem ją niechętnym wzrokiem. Nie wyglądała mi na wilka, z którym chciałbym spędzać więcej czasu, niż to konieczne. Szedłem dalej, nerwowo machając kitą na boki.
- To prywatna sprawa – jeszcze raz spróbowałem ją zniechęcić.
To nie było kłamstwo, przynajmniej nie całkowite. Historia bowiem taka, że ten borsuk, rosomak czy inna wiewiórka, która to zaatakowała mnie w przeddzień poznania Sherlocka, no, zapomniałem o wyrównaniu rachunków. I teraz, po kilku dniach, ta menda miała czelność ponownie ze mną zadrzeć. Tym razem miałem zamiar ją zabić, rozszarpać na dziesiątki kawałeczków i je obszczać lub zrobić cokolwiek innego, co choć trochę pozwoli mi się zemścić za tą zniewagę. No i tu właśnie zaczynało się kłamstwo, bo owszem, chciałem to wszystko zrobić, ale... No nie dziś.

Shiva? Dantiero jest gburem niczym Sherlock, eh~
+10 p. (437 słów)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz