Postanowiłem przejść się trochę, może złapię jakieś zlecenie, albo po cichu pozbędę się tego parszywego rosomaka, który zaatakował mnie dzień wcześniej i pozbawił jedzenia. Słabo się wtedy czułem, poza tym, ten gnojek zaczaił się na mnie od ślepej strony, skradał się pod wiatr, a szum ulewy, która wtedy trwała, zagłuszył jego kroki. Gdy zdałem sobie sprawę z jego perfidnego czynu, znaczy podejścia od prawej, wyrównanie rachunków stało się wręcz priorytetem numer jeden. Nie tylko ze względu na dumę, która przecież ucierpiała, ale i zwykłej przyzwoitości oraz zasady – nikt nie podchodzi bez uprzedzenia z prawej.
Pochwyciwszy trop, ruszyłem za nim żywym kłusem. Lawirowałem między drzewami dokładnie po śladach rosomaka. Głupie zwierzę, nawet nie próbowało zatuszować swej obecności, wręcz przeciwnie. Ocierało się o drzewa, ostrzyło o nie pazury, znaczyło je, jakby bawiąc się tym, że będę chciał zemsty; nie pomyślało jednak, że nie zawsze warto tak się chełpić.
Z zamyślenia wyrwało mnie potężne uderzenie, przez które zarówno ja, jak i sprawca, straciliśmy równowagę i upadliśmy na ziemię. Po krótkiej chwili kompletnego oszołomienia poderwałem się ze złowrogim pomrukiem i spojrzałem wściekle na winowajcę.
Okazał się być nim szczupły, (znowu) wyższy ode mnie czarno-szary basior. Nie, on był całkowicie czarny. Nie sądziłem, że ten kolor ma aż trzy stopnie nasycenia. Samiec poniósł na mnie spojrzenie zimnych, lodowo błękitnych oczu, po czym warknął:
- Uważaj, jak łazisz.
- Słucham?! – Otworzyłem szerzej oczy z zaskoczenia. – Przecież to ty na mnie…!
- Tak, tak. Przesuń się – burknął chcąc mnie wyminąć, jednak ja zastąpiłem mu zdenerwowany drogę.
- Słuchaj, nie wiem, kim jesteś, i szczerze niewiele mnie to obchodzi, ale...
- Ja za to wiem, kim jesteś ty. Rodzice umarli czy cię opuścili? – Zapytał przechylając łeb na bok. Położyłem po sobie uszy, skonfundowany. – Ach, ojciec. Nie najlepsza relacja, mam rację? Mama była całkiem w porządku, ale nie mogła sprzeciwić się swemu partnerowi. Wiele z twojego rodzeństwa straciło życie? Pewnie więcej niż połowa – umilkł na chwilę, po czym stwierdził: -Jesteś Asasynem. – I nie czekając na moją reakcję, ruszył w nieznanym mi kierunku.
Przez chwilę tępo patrzyłem w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał, i analizowałem jego słowa. Skąd on… Jak… Przecież… W głowie rodziło mi się coraz więcej pytań; z każdym kolejnym czułem, że odpowiedzi są coraz bardziej poza moim zasięgiem. Odwróciłem się gwałtownie i w oddali dostrzegłem tajemniczego basiora. Rzuciłem się za nim pędem, chcą uzyskać chociaż kilka odpowiedzi, chociaż dowiedzieć się, jak brzmi jego imię i czy należy do watahy, i skąd jest, skąd wie, dlaczego...
- Za-zaczekaj! – Zawołałem orientując się, że nie mogę nadążyć.
Sherlock? Ship-ship?( ͡° ͜ʖ ͡°) (a tak serio, to to jest beznadziejne .-.)
+10 p. (472 słowa)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz