- A co dasz mi w zamian? - prychnęła przyglądając się mu.
- Satysfakcję z pobytu w watasze, ochronę ze strony innych członków i ich wierność - odparł.
- Nie potrzebuję nikogo, jak tylko siebie! - warknęła, obnażając kły. Basior doprowadzał ją do szału.
Zebrała w sobie wszystkie siły, by zabrać ogon jak najdalej od jego zębów. Trochę futra pozostało w pysku samca. Ten fuknął i wypluł jej włosie. Yumi spojrzała na niego ze złością w błękitnych oczach.
- Kim ty w ogóle jesteś?!
- Przywódcą, Alfą Watahy Milczącego Przeznaczenia - odpowiedział, nie ujawniając swego imienia.
- To idiotyczne! - fuknęła.
Też coś, wataha! Bzdura!
- To nie jest idiotyczne - mruknął.
- Wolę żyć samotnie, niż troszczyć się o jakieś żałosne kupy futra! - syknęła. Basior nie odpowiedział, tylko spojrzał w oczy samicy. Rzuciła się do biegu, nie oglądając się za siebie. Słyszała uderzenia łap. Wilk pobiegł za nią. Przyspieszyła. Nie chciała mieć z nim do czynienia.
- Czekaj! - wrzasnął.
Nie posłuchała. Biegła dalej. W końcu napastnik do niej dotarł, wyrównując z nią krok.
- Na pewno? Na naszych terenach będziesz miała wolną łapę, nikt nie będzie cię pilnował, da ci to satysfakcję... - namawiał ją.
- No... dobrze - westchnęła z niezadowoleniem, zatrzymując się. Jak mogła się nie zgodzić?
Inversio? To opo jest gorsze, niż beznadziejne, ale wena poszła w las i nie wróciła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz